Francuska włoszczyzna …

wloskie_machorette01

Oglądałem je z wypiekami na twarzy. Fascynowały nie tylko tym co było na fotografiach, ale również – a może przede wszystkim – jakością wydania, grubym kredowym papierem. Prospekty reklamowe firm samochodowych. Z dzisiejszej perspektywy postrzegane jako marketingowe dokumenty z przeszłości, w latach 70-80 widziane raczej jako papierowe dowody istnienia lepszego świata. Nie zbierałem, ale pewnego dnia mój ojciec jakoś tak tajemniczo się zachował i wyciągnął spod kurtki pakiet kilku kolorowych broszur i konspiracyjnym głosem powiedział: tylko nikomu nie pokazuj. Do rąk 11-12 letniego chłopca trafiły prospekty. Prawdziwe prospekty. W bardzo specyficznym zestawie. Autobianchi A112, Honda Quintet, Opel Monza i VW Rabbit. W pierwszej połowie lat 80 zestaw być może zrozumiały, ale w polskiej ówczesnej rzeczywistości zdecydowanie egzotyczny. Co to jest Autobianchi? A Rabbit, który wygląda jak Golf?

Oglądałem namiętnie i prawie codziennie. Rozkładówka z prospektu Monzy trafiła nawet na ścianę. Oczywiście podejrzewałem skąd ojciec miał te rarytasy, ale oficjalnie spytałem dopiero po jakimś czasie. Tak do końca legalnie to nie wszedł w ich posiadanie, no ale jakiż to ładny dowód zrozumienia synowskiej pasji.

Historia ta przypomniała mi się, jak w moje ręce wpadł mażoretkowy A112. I gdy stanął obok Fiata 127 i Fiata Ritmo zmaterializował się piękny, czerwony, cokolwiek nieoczywisty tercet.

wloskie_machorette04

Stojący jako pierwszy Fiat 127 to klasyczna mażoretka z lat 70-tych. Kwintesencja wszystkiego co najlepsze w resorakowym świecie tamtych lat. Mała, filigranowa, z pięknym pasem przednim. No i jeszcze ten pies. Nie mam zielonego pojęcia w jaki to sposób pies miałby wystawić głowę przez tylne okno, jeśli szyba w nim nie jest ani opuszczana ani nawet uchylana. W dzieciństwie nie cierpiałem zabawek, które narzucały jakikolwiek kontekst. A taki pies wystawiający głowę już narzuca. Przecież nie da się takim fiatem odbyć poważnego pościgu. Z dzisiejszej perspektywy uwielbiam tego typu szalone pomysły i swoiste poczucie humoru.

wloskie_machorette05

Czerwona 127-ka ma jeszcze jedną ciekawą historię. Nie kupiłem jej na aukcji, tylko z ogłoszenia, na podstawie zdjęcia robionego zabawkowym telefonem komórkowym, przy dogorywającej świeczce, z brunatnobrązowym dywanem robiącym za tło. Stała w grupie bodajże sześciu innych mażoretek w przeróżnym stanie. Na zdjęciu nie było widać absolutnie nic, oprócz koloru. I kół. A te były w zadziwiająco dobrym stanie. Zaryzykowałem i kupiłem ją za 20 zł. Dotarła po kilku dniach. Poszedłem odebrać na pocztę. Okazało się, że odbieram po prostu kopertę bąbelkową. Rozpakowałem jeszcze w urzędzie pocztowym. I zamarłem. Autko było niczym niezabezpieczone, a okazało się być w stanie fabrycznym. Miałem szczęście, w sumie podwójne. Jest to moja najlepsza mażoretka, jeśli chodzi o stan zachowania. I ulubiona.

Trochę sponiewierany życiem Fiat Ritmo był kupiony w zasadzie ratunkowo. Na zdjęciach wyglądał niespecjalnie, kosztował niewiele. Uznałem, że przygarnę. Jak dotarł, okazało się, że jest on tylko stylowo spatynowany i nic mu nie dolega. Jego również bardzo lubię, także i dlatego, że rzeczywiste Ritmo to auto, które jako pierwsze chyba nauczyło mnie nieortodoksyjnego spojrzenia na design samochodowy. Ten dziwny pas przedni, te okrągłe klamki … niekoniecznie ładne, ale smakowite. Tak, tak … Multipla też jest smakowita.

No i prospektowy bohater, czyli Autobianchi A112. W gruncie rzeczy to Fiat zapatrzony w brytyjskie Mini, powstały jeszcze w latach 60-tych. Nie jest może tak zgrabny, ale to jego chciałbym mieć w garażu. Wersja mażoretkowa to jedna z późńiejszych serii, pochodzących już z lat 80. Dodatkowo jeszcze ucharakteryzowana malowaniem na wersję sportową czyli Abarth. Resorak kupiony za relatywnie niewielkie pieniądze, a też w zasadzie w idealnym stanie. I trzeci mój ulubiony.

Wróćmy jeszcze to Fiata 127. W dzieciństwie nie miałem takiej mażoretki, ale Fiata miałem. I to jakiego. Enerdowskiego.

wloskie_machorette03

W bloku KDL najlepsze zabawki robili Niemcy. Wschodni, rzecz jasna. Ten żółty Fiat wyprodukowany przez PIKO jednoznacznie to potwierdza. Zabawka nadal jest w świetnym stanie, a odwzorowanie bryły nadwozia jest bardzo poprawne. Podano nawet skalę 1:20. W dzieciństwie miałem go w wersji czerwonej. Ten żółty kupiłem na aukcji w dziale „Pamiątki PRL-u”. Chciałem go mieć. Po pierwsze po to aby sprawdzić, jak działał mechanizm skręcania kół (działa dokładnie tak jak zapamiętałem, czyli ultraprosto – przestawianie ręczne skokowe). Po drugie aby usłyszeć dźwięk silnika. Tak, tak. Klasyczny napęd z kołem zamachowym, wydający dźwięk, który nie do końca wiem dlaczego kojarzył mi się z pracą dwusuwowego silnika Wartburga. I wciąż mi się kojarzy. Bardzo lubię samochody zrobione przez PIKO, ale tego Fiacika chyba najbardziej.

wloskie_machorette02

Jest tyle pięknych włoskich aut. Szybkich, stylowych, ikonicznych. A tu Francuzi wybrali auta zwykłe, w zasadzie pospolite. Ale to tylko pozory. Ta trójka to moje ulubione mażoretki, właśnie dlatego, że w gruncie rzeczy nieoczywiste i świetnie oddające ducha włoskiej motoryzacji. Tej codziennej.

Dodaj komentarz