Francuskie maluchy …

framaluchy_majorette04

W zasadzie w naszym kręgu kultury motoryzacyjnej istnieje tylko jeden „maluch”. Ten z dwucylindrowym silnikiem chłodzonym powietrzem znajdującym się tam gdzie przyzwoity samochód ma bagażnik. Porsche się nie liczy, bo ono jest nieprzyzwoite … w swych osiągach, a VW Garbus to ikona, której wybacza się wszystko. Więc maluch to po prostu Fiat 126p. Mój pierwszy kontakt z tym pojazdem iście ludowo-demokratycznym miał miejsce bardzo wcześnie, bo w wieku przedszkolnym. Wujek Zdziszek (bo taka obowiązywała w rodzinie wersja jego imienia) wiózł mnie, mojego ojca i jeszcze wujka Tadzika do sanatorium w Czerniawie-Zdrój swoim błękitnym maluchem, jeszcze z silnikiem 600 i żółtą naklejką Stomil na klapie bagażnika. Oczywiście w sanatorium zostawałem tylko ja, ale na prawdziwie męską wyprawę załapało się tylu chłopaków, ile mogło wejść do przykrótkiego „włocha”. Maluch dzielnie wspinał się po górach, zatrzymał się nawet na „Zakręcie Śmierci”. Nie powiem, że dokładnie to pamiętam, ale jako dowód tego incydentu w domowych archiwach istniało zdjęcie z tego miejsca, gdzie trzech pięknych facetów i zaokularowany młodzian patrzą w dal, a obok nich siedzi bernardyn. Chyba to było pierwsze kolorowe zdjęcie na jakim się pojawiłem. Ja bardziej niż samą podróż pamiętam to jak mnie intrygowała sama nazwa … „Zakręt śmierci”. Oczywiście nikt mi wtedy nie wytłumaczył dokładnie o co w niej chodziło, a ja w wyobraźni dorobiłem do niej pewnie jakąś historię, podobnie jak do popularnego wówczas „Trójkąta Bermudzkiego”. Bladego pojęcia nie miałem co to takiego, wiedziałem tylko że na oceanie. Więc przez dobrych kilka lat wierzyłem, że gdzieś tam daleko z morza wystaje wielki kamienny trójkąt, zasnuty mgłą, o który rozbijają się statki i samoloty. No dobrze, ale dzisiaj nie o dziecięcych fantazjach, ani nawet nie o fiacie 126p … dzisiaj o maluchach, ale francuskich. Znaczy się mażoretkowych …

framaluchy_majorette01

Zacznijmy więc od wyjątkowo uroczego francusko-francuskiego malucha (przyjmijmy, że Majorette to dla mnie już zawsze będzie firma francuska, nawet jeśli nie jest to do końca prawda), czyli Twingo. Po lewej mażoretkowe Twingo z pierwszej serii, wypuszczane w tym fioletowym kolorze w latach 2002/2003. Autko zarówno w rzeczywistości, jak i w wersji resorakowej, to całkiem długowieczny kurdupelek. W ofercie formy Renault pozostawał w latach 1993-2007, a w wersji modelikowej bawił dzieci pomiędzy rokiem 1995 a 2005. Niestety w tamtych czasach zarzucono resorowanie i autko jest bardzo sztywniackie. Wady tej pozbawione jest stojące obok Twingo III, produkowane współcześnie. Fajny, normalny resorak. Oryginał ma jedną niezwykłą w dzisiejszych czasach cechę, która aż kusi aby kiedyś wprosić się do tego malucha i go poprowadzić. Ten samochód ma silnik z tyłu i rzecz jasna napęd na tylne koła. Chciałbym się nim przejechać.

framaluchy_majorette02

Twingo pierwszej serii było ciekawie zaprojektowanym pojazdem (chociaż nie na moje gabaryty, szczególnie fotele), ale najbardziej charakterystycznym maluchem lat 90-tych chyba jednak pozostanie Ford Ka. O ile podobnego w stylu Focusa kupiłem od razu, o tyle do Ka przekonywałem się latami. Ostatecznie przekonałem się gdy zaczął pełnić rolę pojazdu odwożącego mnie do domu po koleżeńskich spotkaniach towarzyskich. Poznałem wtedy „Kaczkę” z fotela pasażera, a że była dziarsko powożona przez moją koleżankę, to i jej zalety docenić mogłem. Wersja mażoretkowa może nie do końca zachwyca, ale … jest. Zauważam, że coraz bardziej doceniam dokumentalny aspekt resorakowego kolekcjonerstwa. Po prostu fajnie jest mieć jakiś względnie popularny kiedyś samochód w wersji matchorettowej, szczególnie że współcześnie nikt go już w takiej skali raczej nie zrobi. Za kumpla „Kaczki” robi Citroen C1, czyli brat bliżniak (ale nie jednojajowy) Peugoeta 107. Jak wiadomo kocham te auta, wiec tu tylko odnotuje, że wersja mażoretkowa jest bardzo przyjemna, w czym oczywista zasługa klasycznego zawieszenia. Mimo, że z oferty Majorette C1-ka zniknęła chyba w 2012 roku, to prezentowany egzemplarz kupiłem w sklepie w czeskim Cieszynie w ubiegłym roku.

framaluchy_majorette03

No to pora na Adama. Współczesne Ople, do czasu przejęcia przez francuski koncern PSA, wydawały mi się strasznie nudnymi autami, z wyjątkiem Adama właśnie. Od początku bardzo mi się podobał ten udawanie wiszący dach i ta charakterna poręczność. Swoje robiła też nazwa, będąca hołdem dla założyciela firmy Opel. Wersja mażoretkowa jest ciut przyciężka, co jest trochę dziwne bo skala odwzorowania, czyli 1:55 jest dokładnie taka sama jak w C1 (ale faktycznie obu wyszłoby na lepsze, gdyby zostały wypuszczone w skali takiej jak Twingo I i Ford Ka, czyli 1:58). Pewnie nie pomogły w tym trochę za duże koła. Jak to zrobić zgrabnie dobrze pokazuje modelik w skali 1:64, zrobiony dla Opla jako gadżet dilerski przez firmę Elasto. Bardzo porządnie zrobione auto, w stylu odwzorowania podobnym trochę do Kyosho, a zakupione na pchlim targu bodajże za 3 zł.

framaluchy_majorette05

Maluchy to bardzo użyteczna auta. Nie tylko służą nam na co dzień do sprawnego poruszania się po mieście, a też wielu z nas nauczyło się na nich prowadzić samochód. Ja też. I rzecz jasna był to zapyziały „kaszlak” jeszcze z rączką rozrusznika pomiędzy fotelami. To nawet w latach 90-tych było już lekko passe, ale taki mi się trafił egzemplarz na kursie nauki jazdy. Do kompletu dorzucono brodatego gnoma, który posługiwał się specyficznym motoryzacyjnym narzeczem. Mówił, a właściwie krzyczał … „sprzęgłujemy”, „hamulcujemy”. I mimo totalnej przaśności ten duet nauczył mnie tego co powinien. Co prawda na egzaminie dostałem w ręce nowiutkiego 126p w wersji FL, który prawie wyrwał mi się z rąk, jak startowałem pod górkę, ale poza tym wyskokiem (prawie dosłownie) dojechałem nim bezbłędnie po swoje wymarzone prawo jazdy.

2 myśli w temacie “Francuskie maluchy …

  1. Również pokusiłem się na nowe Twingo do swoich zbiorów – bardzo uroczy samochodzik, jeszcze ten żywy, pomarańczowy kolor! Wielka szkoda, że Renault wycofało model z Polski zaraz po odmłodzeniu go – koła na 3 śruby, silnik z tyłu, szklana klapa i ten pocieszny design! Ech, od czasów pięćsetki i Adama ciężko znaleźć w klasie A coś posiadającego duszę (Może jeszcze nowe Aygo się w tym trochę odnalazło ze swoim pociesznym „X” na pyszczku, ale to nie do końca ta sama liga „fajności”).

    Wielka szkoda, że większość nowych Majorette jest wykonana dyskusyjnie – są zbyt drogie w stosunku do jakości wykonania – przede wszystkim koła wołają o pomstę do nieba – kompletnie nie pasują do niektórych modeli albo są wykonane na prawdę plastikowo-paskudnie – Tu na myśl od razu przychodzą mi samochody z serii Vintage – koła w Alpine czy Mustangu w ogóle do nich nie pasują, a te z serii Street cars bardzo często wyglądają tandetnie (na obie te dolegliwości cierpi mój czerwony garbus, którego obręcze… nawet nie wiem co autor miał na myśli). A są to autka sprzedawane od 10-11zł (I porównując nawet ten sam model, ale w wykonaniu HW i Majorette – nie widzę sensu przepłacać. Gdyby nie drastyczna przecena do 3zł pewnie bym się na niego nie zdecydował). Trochę to przykre, bo między innymi Peugeot 308 GTi czy rajdowe Citroeny wywarły na mnie ogromne wrażenie. Pluję sobie w brodę, że nie zdecydowałem się wcześniej na tego lwa.

    A Twingo jedynka i KA, dodatkowo w takiej skali… wyglądają po prostu przesłodko! Świetnie udało się oddać tą filigranowość, pocieszny charakter. Cholera, muszę poszperać za nimi!

    Polubienie

    1. Tak, Majorette ma pewien problem z tymi kołami. Ale nie zawsze. Jest ten „ciemny” wzór, ze srebrnym rantem, którego użyto np w Hondzie Civic czy w Hondzie CRZ i wygląda to świetnie. Są wersje De Luxe, które stoją na ogumionych kołach, które kosztują jeszcze więcej (ostatnio kupiłem po 25 zł), które bywają naprawdę rewelacyjne (np. Nissan GT-R), ale bywają też skopane na etapie produkcji (i projektowania też). Na 5 autek które kupiłem z serii De Luxe, trzy mają jakieś usterki. Głównie chodzi o problem z kołami właśnie. Koła są duże i wypełniają całe nadkole, ale niestety fakt iż są reserowane im nie pomaga. Skok zawieszenia jest za duży i koła trą o nadkola. Szkoda, bo to fajna idea aby robić wersje premium aut z podstawowych serii, ale coś poszło nie do końca tak. Stary Mustang w wersji Deluxe wygląda jak z jakiejś customej stajni i dobrze, ale niestety mój egzemplarz ma kompletnie przyblokowaną oś. Gdyby nie obecna sytuacja to odesłałbym go do centrali Majorette, z pytaniem o to jak się takie niechlujstwo ma do ceny i do tradycji marki Majorette. Ale za zrobienie Toyoty Cellici GT w serii Vintage jest w stanie wybaczyć im wszystko. Jak może kiedyś wyjdzie w serii Vintage De Luxe to będzie ideał. Ale już w serii podstawowej jest naprawdę nieźle.

      Polubienie

Dodaj komentarz