Gumisie …

Kolekcjonerstwo samochodowe, takie jakie uprawiam w związku z prowadzeniem matchorette, ma tak naprawdę dwa oblicza. Modelarskie i zabawkowe. I staram się aby na tym blogu współistniały one sobie pokojowo i wzajemnie się uzupełniały. Oczywiście aspekt zabawkowy to nie tylko kwestia przeznaczenia, ale również powiązanego z nim przygotowania koncepcyjno-konstrukcyjnego uwzględniającego uwarunkowania użytkowania przez dzieci. Z jednej strony są to wyzwania związane z bezpieczeństwem zabawy, z drugiej z potencjałem radości płynącej z niej. Stare regulary Matchboxa były trwałe i raczej bezpieczne (ryzyko połknięcia czegoś raczej zminimalizowane), ale radość z zabawy (frajda) były dość ograniczone. Słabo jeździły. Gdy pod wpływem konkurencji (Hot Wheels) wprowadzono rozwiązania superfastowe radość z zabawy wzrosła drastycznie. I ten kompromis pomiędzy aspektem modelarskim (skala, jakość odwzorowania) a zabawkowym (trwałość, bezpieczeństwo, frajda) w każdej firmie robiącej resoraki ukształtował się w określony i charakterystyczny dla niej sposób. Gdybym miał wskazać komu najlepiej to wychodzi, to padłoby na Majorette, za którym ustawiłaby się Tomica. Ale istnieją firmy, które trochę inaczej podchodziły do tego kompromisu, a właściwie to w ogóle nie zawracały są nim głowy. Po prostu robiły zabawki, ekstremalnie bezpieczne, które niejako przy okazji odwoływały się do rzeczywistych pojazdów (i dzięki niezłej sztuczce robiły to całkiem nieźle). A że nie robiły tego z metalu … to absolutnie w niczym nie przeszkadza. Dzisiaj na łamach bloga gościmy gumiaki, pieszczotliwe nazwane przez mojego syna gumisiami, a znane też jako winylki …

Zacznijmy od norweskiej firmy Tomte Laerdal, mającej siedzibę w mieście Stavanger (o czym dumnie informowała na podwoziach swoich autek). Koleje losu tej firmy są fascynujące. Najpierw w lata 40-tych XX wieku była drukarnią i wydawnictwem, a w latach 50-tych zaczęła produkować plastikowe zabawki (z syntetycznej żywicy i polichlorku winylu), w tym autka i lalki. I z tych lalek wziął się pomysł na produkcję manekinów szkoleniowych w zakresie resuscytacji, a obecnie to jest podstawowy profil działalności biznesowej firmy Tomte Laerdal (obecnie Laerdal Medical). Ale jej zabawki są pamiętane i dziś stanowią ciekawą niszę kolekcjonerską. A były zrobione naprawdę świetnie. Po pierwsze były niezniszczalne w codziennym użyciu (mimo, że względnie miękkie, to jednak utrzymujące kształt poprzez odpowiednie użebrowanie usztywniające), a po wtóre były łatwe do utrzymania w czystości (wrzucamy do miski z płynem do mycia naczyń i już). Na przestrzeni 15 lat (od 1962 do 1978 roku) firma wydała 35 modeli aut. Był wśród nich ten Peugoet 403 …

Ten kabriolet uszedł z życiem z holenderskiej sortowni śmieci. Nie do końca udało mu się zachować sprawność, bo ma pokrzywione osie (które raczej zostały uszkodzone już w samej sortowni, w trakcie procesu zgniatania), ale świetnie sprawdził się w roli inicjatora kolekcji. Bo to mój pierwszy gumiak, z jakim miałem do czynienia. Dotarł do mnie totalnie zabrudzony, ale jak widać dało się go przywrócić do stanu całkiem niezłego. Najbardziej zadziwiająca jest ta gumowa, giętka szyba, która co prawda jest osadzona pod kątem prawie 90 stopni, ale jest równie niezniszczalna jak reszta tego świetnego autka.

Następnym norweskim gumiakiem jest Jeep Service, jak go identyfikują kolekcjonerskie katalogi (w rzeczywistości to model FC-150). Intrygujący jest ten pan siedzący na pace, trochę mi to przypomina „ludzikowe” zabawy Majorette w modelu Explorateur, ale w ofercie Tomte było sporo aut z ludzikami na pokładzie, najczęściej w roli kierowców. Wprawne oko dostrzeże w tym modelu coś znajomego …

No właśnie … odwzorowanie. Autka Tomte Laerdal oprócz tego, że są zabawkowym majstersztykiem, to są jeszcze całkiem niezłe jako modele. Ale czy mogłoby być inaczej jeśli najprawdopodobniej są to gumowe, lekko zmienione, wersje modeli marek Corgi czy Dinky? Po lewej pierwowzór czyli modelik wydany przez Corgi Toys. Uwielbiam ten model, zarówno w rzeczywistości, jak i w miniaturowym wydaniu. Ta wersja ze zdjęcia jest sztywniakiem, czyli nie ma zawieszenia, ale mam też drugą wersję, w pełni resorowaną, która jest jeszcze lepsza. Co ciekawe niebieski Jeep to też uciekinier z holenderskiego złomowiska. Jemu też się nie do końca udało, bo jak widać zgnieceniu uległo mocowanie przedniej osi. Rzecz jest potencjalnie do zrobienia, ale status „holenderskiego uchodźcy” jest tak atrakcyjny (narracyjnie), że raczej chyba pozostanie w tym głębokim ukłonie.

To był brudas. Zapaćkany jakąś mazią, szczególnie koła miał całe oklejone … nie chcę wiedzieć co to było. Kupiłem go na targu staroci w Świdnicy za 3 zł. A że już wcześniej miałem pozytywne doświadczenia z takimi zapuszczonymi modelami, to i tu zaryzykowałem. Jak widać było warto, bo trochę wody z mydłem i pracy miękką szczoteczką do zębów i Mercedes od razu zyskał 500% na wartości. 300SL był trochę krócej produkowany przez Tomte, bo do roku 1973. Czy tylko Norwegowie robili tak świetne gumisie? Oczywiście, że nie …

Konstrukcyjne tożsame z produktami norweskimi były auta z niemieckiej serii „Vinyl Line” robionej przez Stelco. O ile o producentach skandynawskich można znaleźć trochę informacji, o tyle niemieckie serie wymagają więcej drążenia, ale daje się też coś znaleźć choć trochę trudniej potwierdzać pewne fakty. Stelco to ciekawa firma z niemieckiego miasta Fürth (a tam powstały takie firmy zabawkarskie jak Carrera, Gama, a obecnie jest tam siedziba koncernu Simba Dickie, a tym samym Majorette o czym dumnie głosi napis na podwoziach współczesnych mażoretek). Stelco zaczęło produkować zabawki jeszcze przed wojną (pod inną nazwą), a bohaterowie tego wpisu pojawili się na rynku w latach 60-tych. Historie wszystkich producentów zabawek są zagmatwane, co już wielokrotnie było na tym blogu zauważane. Czy ze Stelco mogłoby być prościej? Oczywiście, że nie. W latach 70-tych udziałowcem tej firmy stała się japońska firma Tomy i powstało Tomy Stelco (czasami mam wrażenie, że to co zrobił Mattel to jest naprawdę niewiele w porównaniu z tym co robiło japońskie Tomy … ale za Tomicę mają moją dożywotnią wdzięczność). Niestety pod koniec lat 70-tych Stelco zbankrutowało, a jego pozostałości stały się Tomy Toys GmbH. Zobaczmy niemieckiego gumisia …

Zielony Mercury był jeszcze bardziej zapuszczony niż żółty Mercedes, ale uparłem się i udało się go odczyścić, chociaż przebarwienia winylu są już trwałe. Sygnowany jest jako przedstawiciel serii „Vinyl line”. Czy miał jakiś metalowy pierwowzór? Nie podejmę się jednoznacznego wskazania, ale doskonale wiemy że ten model istniał jako Matchbox z serii King Size. Nie mam go niestety u siebie w garażu więc nie mam jak porównać, ale wciąż bardzo chcę go mieć. Nie tylko dla porównania, ale po prostu jest fantastyczny.

To czerwone coupe to naprawdę niezła zagadka. Jedyna informacja jaka jest na nim umieszczona to kraj produkcji. Niemcy. Jaki pojazd odwzorowuje? Biorąc pod uwagę patriotyzm lokalny większości producentów modeli i zabawek należałoby szukać wśród niemieckich modeli aut z lat 60/70. No tylko, że o ile przód dałoby się podpiąć pod jakiegoś Opla czy nawet Forda, o tyle z tyłem byłby problem. Ale jak się ze śledztwem pójdzie po linii „pierwowzorów”, to trzeba się otworzyć na rynki gdzie występują endemiczne marki i modele. Pierwowzór odnajdziemy w ofercie Corgi Toys i będzie nim Morris Marina Coupe. Producentem tego egzotycznego gumisia jest również Stelco, ale nie jest on sygnowany serią „Vinyl line”.

Corvette drugiej generacji to następny przykład produkcji Stelco, tym razem jednak kompletnie niesygnowany. Na modeliku nie ma jakiegokolwiek napisu, ale nie ma tu żadnych wątpliwości co do jego tożsamości. Autko ma jedno koło na tylnej osi trochę mniejsze od pozostałych. Nie wyjechało raczej z takim mankamentem z fabryki, a wygląda to raczej na spiłowanie rantu po jakimś uszkodzeniu. Pierwowzorem chyba znów był model wydany przez Corgi Toys (swoją drogą coraz większą miłością pałam do tych zabawek, szczególnie tych starszych wydań z pełnym resorowaniem – ale o nich w jednym z następnych wpisów).

Ten żółty Land Rover to drugi co do urody gumiak w mojej kolekcji (laur zwycięzcy dzierży Jeep). Norwedzy również mieli go w swojej ofercie, ale u nich była wersja z ludzikiem na pace i czarnym kołem zapasowym na masce. To co mi się bardzo podoba w niemieckiej wersji to wyraźne odwzorowanie krawędzi i szczegółów. Kupując go od zaprzyjaźnionego handlarza miałem do wyboru wersje żółtą lub czerwoną. I nawet wiedząc, że z żółtą będę musiał powalczyć przy robieniu zdjęć uznałem, że żółć jakoś bardziej będzie do Rovera pasować.

I następny „no name”, sygnowany jedynie krajem produkcji, którym wciąż są Niemcy. Analiza stylu odwzorowania i konstrukcji modelu nie sugeruje, iż jest to produkcja Stelco. Po pierwsze koła są inaczej mocowane na osi (kompletnie inny rodzaj zaklepania osi), po wtóre odwzorowanie jest bardziej niechlujne i z płytkimi krawędziami, a nadwozie nie ma kratownicowych wzmocnień, po trzecie materiał jest mniej przyjemny w dotyku, lekko się łuszczy, co sugeruje że raczej nie jest to winyl. Ale z drugiej strony Stelco miało u siebie tego Mercedesa, z tą samą tablicą rejestracyjną – HH 4100, ale on był na innych kołach, a nadwozie miało solidne wzmocnienia. „Mój” Mercedes wygląda na podróbkę tego wydanego przez Stelco. Ciekawa sprawa.

Winylowe autka to jak widać fascynujący kawałek zabawkowej motoryzacji. W tym wpisie zagościły dwie firmy, obie uznane, ale było ich więcej. Chciałbym aby dołączyły do nich autka szwedzkiej firmy Galanite. No i wypadałoby dopisać jeszcze wątek polski, choć jest on trochę z innej bajki. Z dzieciństwa pamiętam auta robione przez Spółdzielnię „Spójnia”, które ja określałem mianem … dmuchanych. Nie wiem czy to był polichlorek winylu, ale samochody były miękkie i miały gumowy charakter, a do tego twarde poliwęglanowe szyby oraz koła i osie mocowane na wcisk w nadwoziu. O ile te przedstawione w dzisiejszym wpisie to skala 1:43, o tyle te polskie to było coś w skali 1:18 lub ciut mniejszej. Pamiętam, że w dzieciństwie miałem 5-6 rodzajów tych aut i że lubiłem się nimi bawić (ba, pamiętam nawet że jednego kupiła mi babcia, bodajże w kiosku w Strzelcach Opolskich). Co ciekawe przez tyle lat grzebania w różnych miejscach tylko jeden jedyny raz spotkałem takie autko na targu staroci. Było to w Kłodzku, kosztowało niemało, ale trochę żałuję, że nie stałem się jego właścicielem.

Kolorowe, proste, bezpieczne, tanie … po prostu dobre. Winylowe auta, które bez problemu przetrwały ponad 40 lat. I choć z natury nieekologiczne, to wyjątkowo przyjazne dla swoich użytkowników oraz ich opiekunów. Kocham metal, kocham resory, ale te gumiaki darzę wielką sympatią i szacunkiem. No i zawsze można dać je bez obawy własnym lub wizytującym dzieciom i nie ma obaw że coś im zrobią ani sobie.

Jedna myśl w temacie “Gumisie …

  1. Cześć, widzę kolejne podobieństwo w naszych kolekcjach;-)
    Jakieś dwa lata temu udało mi się zakupić pomarańczowego Saaba 96 produkcji Galanite w bardzo przyzwoity stanie za ok 10 pln(swego czasu było trochę ogłoszeń z tego typu miniaturami na OLX). Natomiast w tym tygodniu w paczce otrzymałem czerwoną DS19 z Tomte- Laerdal wylicytowaną na znanym portalu aukcyjnym, która też jest w całkiem dobrym stanie zachowania.
    Pierwszy model był na „spróbowanie”, jak taki model tudzież zabawka wygląda na żywo ,ponieważ spodobał mi się ich klimat, a i stare Saaby są fajne, Citroen zasili kolekcję modeli ten marki w 1/43 jako kolejna ciekawostka.
    Modele docelowo trafią do gabloty, w związku z tym mam do Ciebie pytanie: chcę podobnie jak Ty, wymoczyć modele w wodzie z dodatkiem płynu do naczyń, ponieważ mają zabrudzenia, ale obawiam się, że metalowe osie poddadzą się korozji; czy u Ciebie nie pojawił się takowy problem? Nie chcę na mokro przecierać tych autek, bo to w całości nie odświeży modeli, a musiałbym je szorować, żeby doczyścić i boję się je porysować. Tutaj przechodzę do kolejnego pytania: czy masz wiedzę czy możliwe jest wypolerowanie tego winylu, np. pastą polerską czy innym sposobem, bo mają trochę zarysowań?

    Znalazłem ciekawe kompendium o tego typu modelach, Ty pewnie znasz, ale może innym się przyda:
    http://www.plastbilar.se/index.html

    Może uda mi się nabyć kiedyś takie modele w stanie nowym.

    Pozdrawiam
    Jacek

    P.S może udało by się pogadać telefonicznie o naszym hobby?

    Polubienie

Dodaj komentarz