O panie, kto to panu tak … dobrze zrobił?

Pora wrócić – choć pewnie na moment – do kanonu resorakowego kolekcjonerstwa, czyli do Matchboxa sprzed lat. Nigdy nie byłem ortodoksyjnym kolekcjonerem Lesneyowego dziedzictwa, ale obcowanie z nim zawsze sprawia mi przyjemność. Nie jestem w stanie kompetentnie dywagować na temat wersji produkcyjnych czy wariantów kolorystycznych, bo takie kolekcjonerstwo – choć bardzo szlachetne i godne podziwu – jakoś nie pasuje do mojego charakteru. Moja kolekcja musi opowiadać historię, zaskakiwać skojarzeniami i być trochę w poprzek kanonów i kolekcjonerskich rytuałów. Cóż więc takiego połączyło te resoraki ze zdjęcia i dało impuls do zrobienia tego wpisu? Ano to, że wszystkie były niekompletne, ale w ten specyficzny sposób. Nie miały ubytków (poza lakierem) czy trwałych uszkodzeń, ale nie miały też dołączanych do nich plastikowych akcesoriów. Te ostatnie już dawno gdzieś przepadły w ich 40-50 letnim życiu. W zasadzie nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało, zaakceptowałem je właśnie takimi „bez”. Ale jak pojawiła się szansa na uzupełnienie braków, to nie wahałem się nawet przez moment. I tak oto wkroczyłem w świat replik/zamienników tworzonych przez pasjonatów z zastosowaniem technologii druku 3D.

Zielony Fiat 1500 był i nadal jest dla mnie jednym z najbardziej intrygujących matchboxów. Kiedy parę lat temu kupiłem pierwszy egzemplarz to byłem zachwycony niesamowitą zgrabnością tego modelu. Większość regularów jest zgrabna i filigranowa, ale fiacik jest do tego jeszcze uroczy. A że od zawsze mam skłonność raczej do mniejszych niż do większych, to i włoski sedan trafił w moje serce. Nie raz, nie dwa, a chyba trzy. Bo w sumie tych fiatów mam chyba trzy. Oczywiście żaden z nich nie miał oryginalnego ładunku na bagażniku dachowym. Pojawił się więc pomysł aby jednego z nich odnowić, a brakujący detal zastąpić bagażami w skali 1:87 z zestawu akcesoryjnego firmy Busch. I takie miało być pierwotne przeznaczenie tego zakupionego zestawu. Ale pomysł jakoś nie mógł się zmaterializować, a walizki i torby trafiały do innych customizowanych autek. Fiat ciągle jeździł bez nakrycia głowy … znaczy się dachu. Aż pewnego dnia uznałem, że to nie może tak być. Skoro jest człowiek, który robi repliki to należy spróbować i doposażyć fiacika w brakujący element. Podobnie jak i jego sąsiada ze zdjęcia czyli Land Rovera.

Niebieskiego Landa też w sumie kupiłem pod konkretny projekt. Chciałem na nim nauczyć się pracy z szpachlą/masą modelarską i pozbawić go mocowań pod nieistniejący ładunek. Jednym słowem chciałem zrobić matchboxowego Land Rovera z pięknym, płaskim dachem. Tak bardzo chciałem zrealizować taki projekt, że ten egzemplarz kupiłem od owego dolnośląskiego handlarza, który nie zawsze wykazywał się odpowiednią kindersztubą. Egzemplarz miał więc mieć szybki w dobrym stanie i niepoobdzierane podwozie (bo na tamtym etapie swoich warsztatowych umiejętności zakładałem, że nie dam rady ładnie pomalować podwozia bez demontowania kół, a to w regularach nigdy nie jest prosta sprawa). Projekt jednak podzielił losy poprzednika i szybciej doczekał repliki ładunku na dachu, niż planowanej metamorfozy.

Pomarańczowy Transit nigdy nie miał być bazą jakiegokolwiek projektu warsztatowego. Po prostu chciałem go mieć, bo to przecież Transit, a ja bardzo lubię tego dostawczaka. Swoją drogą zawsze uważałem matchboxowe odwzorowanie za wyjątkowo irytujące. No po jaką cholerę on ma na stałe opuszczoną tą jedną burtę? Jak się tym bawić? No ale tak to bym się wkurzał w dzieciństwie. Jako dorosły kolekcjoner patrzę na to jak na fanaberię twórców, ciekawą cechę, a nawet zabawne dziwactwo. No ale i w tym przypadku brak ładunku jakoś specjalnie mi nie doskwierał. Niemniej fajnie byłoby zobaczyć na swojej półce Transita w pełnym rynsztunku. A skoro tak, to należało to zrobić.

Białego DAF-a kupiłem za jakieś 3-4 zł na wrocławskim pchlim targu. Dobrze to pamiętam, bo akurat był to słaby dzień zakupowy, miałem tylko jego. Wsiadłem do swojego auta, postawiłem go na desce rozdzielczej i zacząłem robić zdjęcia. Ot tak dla czystej przyjemności chwytania w obiektyw resorakowej fajności. Miałem już wcześniej zieloną wersję superfastową, ale biała na regularach jest równie świetna. Jak już pisałem na tym blogu bardzo lubię tego DAF-a zarówno w wydaniu małym, jak i większym (Super Kings). Więc jak tylko pojawiła się czerwona replika ładunku (stalowe dźwigary) to od razu postanowiłem dociążyć nimi białą ciężarówkę. Ale musiałem chwilę poczekać, bo ich twórca akurat zmieniał rodzaj żywicy używanej do druku z półprzeźroczystej na nieprzeźroczystą, bardziej zgodną z oryginałem. Bo do drukowania modelarskich szczegółów żywiczne drukarki 3D są ponoć zdecydowanie lepsze.

Czerwony Holden to nielichy szczęściarz. Po pierwsze trafił do mnie … to już mu dawało szanse na nowe życie. Po drugie uciekł z ogłoszenia sprzedażowego, na którym go wystawiłem. Ogłoszenie sobie wisiało i wisiało i nikt go nie chciał. A właściwie czemu się chciałem go pozbyć? Bo nie miał ładunku, czyli motocykli. W międzyczasie jednak pojawiła się replika tego sprzętu i uznałem, ze Holden odpowiednio doposażony zostanie u mnie. Takiego Holdena w dzieciństwie nie miałem, ale miałem Renaulta 5 z przyczepką na której rozgościły się aż trzy takie same motorki, jak te repliki.

Kiedyś na blogu przyznałem się do pewnej słabości do traktorów. Sympatia do nich nie słabnie, niemniej raczej nie nazwałbym siebie ich kolekcjonerem, ale namiętnym posiadaczem już tak. W żółto-niebieskim Fordzie zakochałem się od pierwszego wejrzenia i jakoś już tak jest, że jak jakiś resorak cieszy się moim szczególnym zainteresowaniem, to mam go zwykle w kilku egzemplarzach. Tak jakbym chciał w ten sposób wyrazić skalę fascynacji. Rolnicze Fordy mam trzy. Trochę czasu zajęło mi znalezienie przyczepy w stanie zbliżonym do ciągnika. Zestaw trafił na półkę dedykowaną matchboxowskim regularom i … zapomniałem o tym, że jednak nie jest kompletny. Przyczepa nie miała tych dodatkowym zabezpieczeń ładunku z przodu i z tyłu. Dopiero jak przeglądałem ofertę replik matchboxowskich zorientowałem się, że oto następny z moich modelików ma szanse odzyskać pierwotny kształt. Nie wahałem się nawet przez sekundę. Przy tym traktorku warto jeszcze poczynić jedną refleksję. Opony. No właśnie … problem z plastikowymi zagubionymi akcesoriami można uznać za rozwiązany. Teraz trzeba się rozejrzeć za replikami opon, bo oryginalne nawet jeśli są, to zwykle twarde jak kamień i spadające z felg. Oczywiście jest rozwiązanie w postaci gumowych o-ringów, które zadziwiająco dobrze sprawdzają się w niektórych przypadkach, ale nikt nie robi uszczelek chociażby przypominających tylne opony tego ciągnika.

I na koniec chyba najciekawszy matchbox z tego wpisu. To dostawczak marki Commer, którego potencjał Lesney wykorzystał w sposób koncertowy. Jeden wariant to niebieski food truck, z którego miła pani sprzedaje lody, a drugi wariant to kremowy wóz firmy wypożyczającej telewizory. W czasach streamingu i oglądania filmów na smartfonach idea wypożyczania telewizorów wydaje się archaiczna, ale czy na pewno? No chyba nie, bo biorąc pod uwagę rozpędzającą się gospodarkę najmu (rental economy) idea wypożyczania sprzętów elektronicznych staje się coraz bardziej żywotna. Wróćmy jednak do naszego bohatera. On nawet bez osprzętu jest bardzo atrakcyjny bo ma ruchomą, plastikową roletę zapewniającą dostęp do wnętrza. Ale z zestawem teleodbiorników, anteną na dachu i drabiną staje się prawdziwym centrum rozrywki. Zestaw jak widać jest wykonany z półprzeźroczystej żywicy, ale ma to swój „żelkowy” urok. Warto pamiętać, że elementy żywiczne są dość kruche i mniej podatne na naprężenia niż oryginalne elementy plastikowe, stąd należy być ostrożnym przy ich montowaniu. Najlepiej najpierw dobrze się przyjrzeć jak dany element był mocowany (którą stroną na przykład) i dopiero delikatnie zabrać się za jego osadzenie. Oczywiście trwałość zamienników jest wysoka i nie ulegną destrukcji od samego patrzenia na nie, ale przy mocowaniu po prostu trzeba zachowywać się delikatnie i ostrożnie.

Uzupełnianie akcesoriów tym starych matchboxom sprawiło mi ogromną radość. Za każdym razem poziom chaosu w świecie maluje ociupinkę i to jest piękne. Wśród zaprezentowanych matchboxów, które doposażyłem w brakujące akcesoria brakuje jeszcze jednego. Jednego z najbardziej charakterystycznych resoraków Matchboxa, któremu brak akcesoriów wyjątkowo szkodzi. Chyba nawet bardziej niż Holdenowi. Co to za autko? A tu już dopowiem w następnym wpisie. Będzie on wyjątkowo poświęcony tylko jednemu, ikonicznemu modelowi produkowanemu przez renomowanego producenta samochodów, ale za to w wielu ciekawych, resorakowych odwzorowaniach.

Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na tytułowe pytanie … któż to tak ładnie zrobił te wszystkie prezentowane repliki? Ktoś kto musiał być uparty i zdeterminowany (te repliki są cyfrowo modelowane od podstaw, od zwykłego pomiaru oryginalnych części) i ktoś kto po prostu lubi robić porządek. I robi to świetnie. Pan Patryk.

2 myśli w temacie “O panie, kto to panu tak … dobrze zrobił?

  1. Kurcze sam myślałem o żywicznej drukarce typu Anycubic Photon, bo na potrzeby modelarskie byłaby jak znalazł, ale okazuje się, że projektowanie w 3d to nie taki łatwy orzech do zgryzienia. No i to dalej „drukarkę” ma jedynie w nazwie, bo niestety to nie są tak bezobsługowe urządzenia jak ich odpowiedniki dokarmiane papierem + nie do końca nadaje się do małego mieszkania ze względu na opary. A szkoda!

    Polubienie

Dodaj komentarz