Showroom: Volkswagen Polo/Corgi

Sam nie wiem czy bardziej wolę te „wiatrowe” Volkswageny czy jednak te „sportowe”. O VW Polo swego czasu bardzo intensywnie myślałem, jako o swoim potencjalnym pierwszym aucie. Nawet jednego takiego z serii II po liftingu i z nadwoziem typu kombi – choć oficjalnie był to hatchback – sobie pooglądałem dość gruntownie. Właśnie ten kształt nadwozia i lekkie przesłonięcie tylnego koła najbardziej mi się w nim podobało. Ostatecznie się nie zdecydowałem, ale styl nadwozia II serii do tej pory budzi we mnie ciepłe uczucia (w sumie to w moim Punto I dostałem coś podobnego, tylko bardziej obłe). Dziś jednak nie będzie o Polo II, głównie z bardzo prozaicznego powodu, a mianowicie nikt nie zrobił tej generacji ówcześnie najmniejszego VW w rozmiarze matchorettowym. Polo I miało więcej szczęścia, bo załapało się na odwzorowanie Schuco czy Corgi. Czeka więc nas walka z brytyjską wizją tego Volkswagena i z ich rozwiązaniami konstrukcyjnymi …

Kandydat do metamorfozy został wygrzebany na bazarku przez mojego syna i w zasadzie od początku przez niego zaklepany. A że zapaćkany na niebiesko był koncertowo to i robota kroiła się konkretna i z dużym potencjałem. Tu wyjątkowo nie było jakieś spektakularnej wizji początkowej, która miałaby wyznaczać kierunek zmian. Bardziej chciałem zobaczyć jak się pracuje z resorakami brytyjskiego producenta i jakie pułapki na mnie zastawił. Bo jakoś tego ostatniego byłem wyjątkowo pewien. Ale przynajmniej na początku szło łatwo. Autko otworzyło się przede mną bezgranicznie i pozwoliło zobaczyć jak wygląda nago …

Jak zwykle zacząłem od wstępnego przemierzenia kół. I oczywiście z uporem maniaka wróciłem do kroju, który trafił już do wcześniejszych autek. Tym razem jednak było wiadomo, że zamiana kół i osi to nie będzie prosta przekładka, choć rozstaw kół nie wymagał żadnych korekt. Nowe koła wyglądały świetnie, ale wpasowywały się w nadkola praktycznie bez jakiegokolwiek marginesu swobody montażowej. Widziałem, że to będzie spasowanie „na żyletkę” i że każdy element będzie grał rolę. Ale najpierw dokładnie wyczyściłem i wypolerowałem nadwozie, którego odlew jest naprawdę ładny.

Niebieska farba okazała się być względnie łatwa do usunięcia, zarówno z nadwozia, szyb jak i z podwozia. Tylna oś w zasadzie nie wymagała jakichś dużych dopasowań, pracowała centrycznie w wycięciu nadkola, a koła nie miały jakichś wielkich ciągotek do haczenia. Co innego z przodu. Tu ewidentnie coś nie działało. Pierwszymi podejrzanymi były zawiasy drzwi, które mogły wnikać za bardzo w głąb, podobnie jak w jednym ze wcześniej remontowanych autek (które jednak wciąż jeszcze nie trafiło na bloga, bo pojawiły się problemy z jakością i odcieniem koloru). Doszlifowanie zawiasów, całkowicie bezpieczne z punktu widzenia konstrukcji autka, nie przyniosło jednak żadnych rezultatów. Okazało się, że to wcięcie w płycie podłogowej i pewna niestabilność pracy przedniej osi w dedykowanym łożu jest powodem przycinania się kół. Na przednią oś trafiła tuleja pozycjonująca ją w sposób jednoznaczny, ale elementy podwozia zostały delikatnie dopasowane.

Przymiarka tak dopieszczonego podwozia pokazała, że da się je osadzić w nadwoziu tak, aby została zachowana pełna mobilność. Można było brać się za malowanie. Wymyśliłem dość ekstrawagancki kolor, bo pomarańczowo-rudy, który dodatkowo miał być nakładany trochę inaczej niż dotychczasowe lakiery. Na opakowaniu było zasugerowane, że należy go kłaść na srebrną, metaliczną warstwę. Na to zresztą zwróciła uwagę sprzedająca. I faktycznie takie lakierowanie (z pierwszą warstwą w srebrnym metaliku) dało bardzo spektakularny efekt, w postaci większej głębi samego efektu metalizowania. Ale sam proces malowania był stresująco-irytujący, chociaż nie była to wina ani lakieru ani techniki nakładania … problem był gdzie indziej. O tym jednak za chwilę. Szybka została doprowadzona do ładu, a wnętrze polakierowane w kolorze beżowym …

Wow, ale … zaraz, zaraz … co tam się dzieje przy tej szczelinie drzwiowej? Źle się dzieje. Lakier został położony naprawdę ładnie, tylko że nie wytrzymał presji. Ja zresztą też. Co tu poszło nie tak? Wróćmy jeszcze raz do samego autka. Modyfikowany egzemplarz miał problemy z zamykaniem drzwi. I to w sumie różne. Po pierwsze po prawej stronie drzwi nie zostawały w położeniu otwartym, tylko z głośnym trzaskiem wracały do położenia zamkniętego. Mechanizm zamykania drzwi w Corgi jest wybitnie specyficzny. Elementem sprężynującym i dociskającym drzwi jest poziomy drut na stałe zaklepany pomiędzy zawiasami. Rozwiązanie pancerne, ale niestety bardzo trudne w ingerowaniu i naprawach. Blokada drzwi w pozycji otwartej po prostu się wytarła i zaniechała swojej działalności. Tym samym podczas lakierowania miałem dylemat do rozwiązania. Jak uzyskać symetryczne malowanie przy niesymetrycznie otwierających się drzwiach. Na dodatek ten rodzaj lakieru nie toleruje odstępstw od liczby nakładanych warstw, wprowadzanie więc jakichś korekt lakierniczych jest wyjątkowo niewskazane (lakier jest jakby półprzeźroczysty i nasyceniem kolorem uzyskuje się poprzez nakładanie warstw). Finalnie prawa strona była malowana inaczej niż lewa (już bez wnikania w szczegóły z czego to wynikało). Drugim problemem drzwi w Corgi jest ich lekkie opadanie (po obu stronach). Zwykle (w resorakach innych firm) nie jest to duże wyzwanie i da się albo zmodyfikować albo zignorować. Tu jednak z racji tego bardzo silnie sprężynującego drążka było to bardzo trudne do zrobienia i odpuściłem. Ale ryzykowałem, że opadające drzwi lekko przytrą ramę. Na koniec dołożyłem swoje, bo nie odczekałem standardowych 24 godzin do złożenia autka, bo tak bardzo chciałem je zobaczyć. Po złożeniu otworzyłem drzwi, a one się z hukiem zamknęły i lakier odpadł. Szlag mnie trafił. I słusznie, bo jak przemyślałem całą sytuację, to był jeszcze jeden czynnik, który tutaj zadziałał. Moja miłość do polerowania. Taką przyjemność sprawia mi doprowadzenia autek do pełnego połysku, że czasami robię to zupełnie nieracjonalnie. Powierzchnia do malowana powinna być zmatowiona, a nie wypolerowana. Zwykle jak już sobie wypoleruję dla przyjemności, to finalnie przecieram wszystko papierem ściernym aby poprawić przyczepność. Ale nie tym razem. To Polo tak naprawdę nie miało wielkich szans na utrzymanie tego swojego wystrzałowego lakieru. Zawaliłem i oczywiście nie scaliłem finalnie tego modelika. Odstał swoje, jak wyrzut sumienia i trafił do ponownego lakierowania.

Ale w istocie nie było to tylko ponowne czyszczenia i lakierowanie. Skoro mechanizm zamykania drzwi de facto był niesprawny, a ja nie miałem pomysłu jak się z nim zmierzyć, to lepszą decyzją było zamknięcie ich na stałe. I tak, teraz rude Corgi już nie ma otwieranych drzwi. Ich bezproblemowe wklejenie było możliwe właśnie dzięki temu, że lekko opadały, co powodowało, że opierały się na dolnej ramie otworu drzwiowego i tym samym był styk umożliwiający trwałe zamocowanie. Pewne modyfikacje zaszły także we wnętrzu. Po pierwsze deska rozdzielcza wraz z kierownicą zostały pomalowane na czarny mat. Jakoś lubię takie zestawienie kolorystyczne, w resorakach ono wygląda tak „po modelarskiemu”. Po drugie usunąłem zbyteczne „wąsy” będące jedynie elementem technologicznym, który i tak uległ już wcześniej pęknięciu (widać to na zdjęciu montażowym przy pierwszym lakierowaniu). Po trzecie do bagażnika wkleiłem tulipana i jest to najbardziej schludnie wklejony kwiatek z wszystkich dotychczasowych. Już przy pierwszym lakierowaniu zapomniałem dodać, że płyta podłogowa też została odświeżona i pomalowana na matowoczarny.

Nowy lakier wygląda świetnie, ale mam wrażenie, że za pierwszym razem jakość powłoki była ciut wyższa (ale może to był właśnie efekt tego niewskazanego wypolerowania powierzchni). Auto zachowało pełną mobilność, choć zestrojone jest jak konkretnie stuningowany custom. Sporadycznie zdarza mu się lekko przyciąć, ale jest to w pełni akceptowalne. Podobnie, jak i w poprzednich projektach, tak i tu nie zdecydowałem się na domalowanie szczegółów przedniego pasa. Wykonanie perfekcyjne pewnie robiłoby robotę, ale choćby troszkę niedokładności przesunęłoby ten projekt w kierunku „malowanki”.

A właśnie jest jeszcze jeden ciut kontrowersyjny szczegół. Usunąłem tylny hak, bo mi się kompletnie nie podobał. Było to o tyle dyskusyjne, że mocowanie nitu przechodzi bardzo blisko tego haka i jego odcięcie wymagało dużej uważności. Ale efekt końcowy jest naprawdę fajny, wszystko jest ładnie wykończone i symetryczne. Warto też zwrócić uwagę, na jeszcze jeden szczegół stylizacyjny. A mianowicie okrągły otwór u podstawy słupka C. Znajduje się on symetrycznie po obu stronach nadwozia i tym samym nie jest pokrywką wlewu paliwa. To otwór wentylacyjny, który – jak głosi legenda – zaprojektowało studio Bertone. Bo cała reszta bryły auta to projekt Audi, bo przecież w istocie pierwsze Polo to „przebadżowane” Audi 50 (które z racji mniejszej liczby wyprodukowanych sztuk i krótkiego okresu produkcji jest zdecydowanie bardziej unikatowym autem niż jego popularniejszy brat).

W „sportowej” rodzinie Volskwagena oprócz Golfa i Polo było jeszcze Derby, czyli Polo z bagażnikiem. Dzisiaj o takie Derby też zdecydowanie trudniej, choć całkiem niedawno widziałem bardzo ciekawy egzemplarz Derby II stojącego przy jednej z wrocławskich ulic. Oczywiście obtańczyliśmy je z synem dookoła kilkukrotnie ciesząc się ze spotkania z tym youngtimerem. Bo nie ma to jak prosty, w każdym możliwym wymiarze, samochód z lat 70-ty czy 80-tych. Po prostu 100% auta w aucie, żadnych barwników, konserwantów czy wypełniaczy. I wyświetlaczy.

To popatrzmy na koniec na jeszcze jedno urocze ujęcie. Zestawienie bardzo ładnie zachowanego egzemplarza seryjnego (oprócz haka) i mojego customa. Jak widać trochę podświadomie dążyłem do tego, aby styl lakierowania był zbliżony do fabrycznego. Sam kolor co prawda inny, ale uzyskana faktura, refleksy świetlne w zasadzie bardzo zbliżone. Polo od Corgi podobało mi się od samego początku, zrobienie na jego bazie własnego customa było tym bardziej kuszące. I efekt końcowy, pomimo perturbacji i konieczności podjęcia pewnych decyzji, okazał się być w pełni satysfakcjonujący. Ciekawe czy gra w polo jest równie satysfakcjonująca?

2 myśli w temacie “Showroom: Volkswagen Polo/Corgi

  1. Swietna praca. Elegancki kolor. Koła pasuja perfekcyjnie. Nadaje się na zlot fanów FałWej’a.
    Przerabiam właśnie Corgi R5 1:36. Ten drut od drzwi to katorga. Ja zrobilem błąd, ze go wygialem, by przed malowaniem, usunac drzwi. Trwa walka z montażem.
    Tu autor mial łatwiej, bo mniejsze auto nie kusilo by tam gmerac.

    Polubienie

Dodaj komentarz