Stany, Stany, fajowa jazda …

aw_matchorette01

Nadszedł już czas. Pora znów poświęcić cały wpis jednej firmie i jej modelikom. Jeśli w dziedzinie produkcji autek w standaryzowanej skali 1:64 Tomica (za sprawą serii limitowanych – TLV) to królowa, to na miano króla zasługuje Auto World (za sprawą serii premium). Ona miękka, bo resorowana, on twardziel bo w pełni metalowy. Oboje stylowi, szczegółowi i zachowujący swój odmienny charakter.

Historia amerykańskich marek modelikowych jest z jednej strony maksymalnie zagmatwana, a z drugiej intrygująca. Tak naprawdę przecież obecnie trzy z nich: Johnny Lightning, Racing Champions i Auto World należą do tej samej firmy, czyli do Round 2. Nieprostą historię JL już kiedyś przedstawiłem, na RC jeszcze przyjdzie czas, dzisiaj Auto World. Pierwotnie w latach 50-tych pod taką marką działał modelarski sklep wysyłkowy, założony przez Oscara Kovelewskiego. Jak w 2005 roku powstało Round 2, jego szef, czyli Thomas E. Lowe, odkupił prawa do tej marki od pierwotnego jej właściciela i zaczął wypuszczać pod nią modele w skali 1:64 i 1:18.  Wtedy chyba jeszcze nie przypuszczał, że jego wcześniejszego dziecko, czyli reanimowany Johnny Lightning (za czasów poprzedniej firmy Thomasa, czyli Playing Mantis) wróci do niego w 2013 roku odkupiony od japońskiego Tomy. Trzeba było więc mieć dobry pomysł na takie pozycjonowanie marek w ramach jednej firmy, aby każda z nich miała sens i klientów. Czy to się udało? Szczerze powiedziawszy tak do końca to jeszcze nie wiem. Wydaje się, że w skali 1:64 JL jest traktowany jako marka główna (z wyraźnym poszerzaniem zakresu), a Auto World obsługuje inne skale (skala 1:18) i zastosowania (modele w skalach kolejkowych). Ale to co zrobili do tej pory w ramach tej marki i skali 1:64 i tak jest imponujące.

aw_matchorette02

Pierwotny pomysł był w zasadzie prosty i w sumie klasyczny. Zróbmy dwie linie modelowe w ramach marki Auto World. Jedną niech będzie Deluxe (standardowa), druga to Premium (wyrafinowana). Co dajemy w linii Deluxe? Standaryzowaną skalę 1:64, porządnie odwzorowane, metalowe nadwozia, żadnych otwieranych elementów, plastikowe podwozia i plastikowe standaryzowane koła. To ostatnie mocno akcentujmy, że to ukłon w stronę resoraków (czytaj w stronę Hot Wheels) i możliwości zabawy, w tym jazdy po torach. Miały się toczyć szybko i bezproblemowo. I dokładnie takie są. Na zdjęciu czerwony Pontiac GTO i złotawy Buick Grand Sport. Bardzo fajne, ale mają tę samą przypadłość co starsze autka JL (te z okresu Playing Mantis) … plastikowo jeżdżą. I trudno to traktować jako wadę, bo powstały dokładnie według takich a nie innych założeń. Pamiętam swoje mieszane uczucia, jak kilka lat temu pierwszy raz wziąłem je do ręki … kurcze, fajne, ale dlaczego na takich kołach. Dopiero potem zrozumiałem o co w tym chodziło. A chodziło o to, że jak chcesz mieć modelik, a nie świetnego resoraka (bo tym de facto jest seria Deluxe … pomijając statutowy brak resorowania), to kup modelik z serii Premium. I nie będziesz miał(a) wtedy nawet przez ułamek sekundy żadnych wątpliwości. Bo dostaniesz to …

aw_matchorette03

Czyli co? Standaryzowaną skalę 1:64, porządnie odwzorowane, metalowe nadwozia, otwierana maskę silnika z nim samym szczegółowo odwzorowanym, metalowe podwozia i ogumione, ale wąskie (i bardzo dobrze) koła o wzorach felg zgodnych z rzeczywistymi, ograniczony nakład (żebyś czuł się elitarnie) i kartonowe pudełko (chociaż nie zawsze). I jeszcze coś subtelnego … ponadstandardową jakość, wyczuwaną dotykiem, wzrokiem i uchem. No tak, uchem bo toczą się elegancko i miękko. Po lewej wydany w 2016 roku Oldsomobile 442 z rocznika 1966 (z rejestracją DR OLDS), po prawej Chevrolet Chevelle SS z roku 1967. Pierwsza generacja 442-ki jakoś lepiej do mnie trafia, niż bardziej znana i muskularna dwójka. Bardzo lubię ten rodzaj nadwozia, dwudrzwiowe coupe, a właściwie to hardtop. Z muscle carów przeskoczmy do klasy wyższej.

aw_matchorette04

Po lewej fantastyczny Pontiac Grand Prix z pierwszej serii, ale już po liftingu. To już jest to co zwykłem określać amerykańskim porządkiem estetycznym. Kawał auta i ta nadmiarowość zachowująca jednak świetne proporcje. Dość niecodzienne jest to, że modele marki Auto World mają na podwoziach dzienną datę produkcji, Pontiac został zrobiony 26 listopada 2015 roku. A jego sąsiadka, jeszcze bardziej majestatyczna Impala ujrzała światło dzienne 31 marca 2014 roku. Impala to kawał amerykańskiej historii. Prezentowana tutaj wersja z 1966 roku to przedstawiciel czwartej generacji tego modelu, która po wprowadzeniu do produkcji w 1965 ustanowiła roczny rekord sprzedaży na poziomie 1 miliona sztuk. Trzeba przyznać, że mieli rozmach. Amerykańscy producenci modeli w skali 1:64 wydali mnóstwo różnych roczników i wariantów Impali, ale tak dobrze jak wydanie Auto Worlda nie prezentuje się chyba żaden z nich. To już jest top, a to jeszcze nie koniec …

aw_matchorette05

Ten skrzydlak po lewej powinien być czerwony. A to niby dlaczego, w tym kolorze mu przecież tak ładnie. Ano dlatego, że to Plymouth Fury z rocznika 1958, czyli mordercza Krystyna z filmu na podstawie powieści Kinga. Auto World wydał ją nawet w takim filmowym wydaniu, ale jak parę lat lat temu trafiła się ta złotobeżowa ślicznotka, to uznałem że to nawet lepiej. Bo dowcip polegał na tym, że Fury do 1959 roku była tak naprawdę wersją specjalną modelu Belvedere, która wychodziła w bardzo ograniczonej palecie kolorów. I czerwony, jeśli się pojawiał, był kolorem na zamówienie. Dopiero od 1959 Fury stało się osobnym modelem. Furiatce w niekrwiożerczym kolorze partneruje monumentalny i również cokolwiek diabelski Cadillac DeVille Coupe serii piątej z 1976 roku. To ostatnia seria tego modelu, która wygląda tak jak powinien wyglądać Cadillac, później to już tylko bezstylowe mastodonty.

aw_matchorette06

Czarne coupe jest chyba nie tylko największym modelikiem w skali 1:64 jaki mam (ciężko byłoby go przebić, jeśli ma 5,3 metra długości), ale też dystyngowanie eleganckim. Bo temu cholernikowi, mimo ostentacyjnych gabarytów, nie można odmówić uroku i szarmu. Co zresztą potwierdza rejestracją, na której dumnie widnieje ELE GANC.

aw_matchorette07

Nie znam się na amerykańskich autach, nie widzę się nawet za kierownicą jakiegokolwiek z nich (wolę małe, zwinne i toporne), ale uwielbiam te samochody. Są przybyszami z innego, nie wiem czy lepszego, ale bardzo ciekawego świata. Można się oczywiście ekscytować mięśniakami, wielkimi V8 i osiągami na ¼ mili. Ale mi w amerykańskich autach najbardziej podoba się forma. Jest w tym wielki rozmach, ale też i pewna harmonia (no nie zawsze, Pacer czy Gremlin trochę temu przeczą). Jest też porządek. Szczególnie w tylnych częściach. Tyłeczki amerykańskich aut z lat 60 i 70 mają w sobie takie uspokajające estetyczne wyważenie. No i są po prostu ładne.

aw_matchorette08

Czy faktycznie seria premium Auto Worlda jest aż tak dobra, że można ją uznać za absolutny szczyt? Ja uznaję. No dobrze, ale co w takim razie z Greenlightem czy M2? Oczywiście to świetne firmy, robiące kapitalne modele w skali 1:64. Przez długi czas uznawałem, że to właśnie M2 robi je najlepiej, jeśli chodzi o amerykańską motoryzację. Ale zarówno GL jak i M2 czasami idą na kompromisy, czasami nie do końca poprawnie odwzorowują proporcje i czasami mają problemy z jakością. A modelikom Auto Worlda, jak do tej pory, nie udało się wprawić mnie w rozczarowanie. Mam ich kilkanaście i każdy robi wrażenie. Dogłębne.

2 myśli w temacie “Stany, Stany, fajowa jazda …

  1. Kolejny bardzo ciekawy artykuł, z którego dowiaduję się jakie są korzenie mojej ulubionej firmy produkującej modele Made in USA. Te małe cudeńka od Autoworld dają mi do myślenia, bo jakie standardy będą oferowali wytwórcy modeli za lat, powiedzmy, 30? Już teraz możemy cieszyć się w pełni funkcjonalnym oświetleniem czy zdolnościami poruszania się za pomocą aparatury zdalnego sterowania w plastikowych modelach, wykonanych w skali 1:87 na przykład. Wiem, odbiegam od tematu, ale wcale by mnie nie zmartwiło funkcjonalne oświetlenie w autkach Autoworlda, pod warunkiem utrzymania jakości wykonania reflektorów soczewkowych lub tylnych świateł. Zgadzam się z Autorem co do piękna tych dwudrzwiowych nadwozi, szczególnie zaś cenię sobie estetykę odciętego kolorem dachu. Wracając zaś do konkretów, to linia Premium minusuje skądinąd bardzo dobrym, ale metalowym pasem przednim oraz brakiem resorowania. Ktoś powie, że przesadzam. Być może, ale jeśli przypomnieć sobie „Bullita” czy „Znikający punkt” i auta wybijające się w powietrze na kolejnym wzniesieniu ulicy, to przecież aż zęby bolą na myśl, że te prawdziwe samochody byłyby resorowane jak modele… Dzięki za artykuł i jak zawsze ekscytujące ilustracje.

    Polubienie

    1. Dziękuję za inspirujący komentarz. Ja jestem fanem „odlewu totalnego”, choć z tego co zauważyłem istotnie chyba jestem w mniejszości. Odlewany pas przedni i tylny to dla mnie najfajniejsze rzeczy, choć nie da się wszystkiego idealnie odwzorować i trzeba się pogodzić ze światłami malowanymi, a nie „szklanymi”. Rozumiem, że to może być nie do końca satysfakcjonujące, ale ja lubię … bo lubię finezję odlewu, którą plastik niby bez problemu pokonuje, ale plastikiem pozostaje 😉 Co do resorowania to pełna zgoda. Dorzuciłbym jeszcze niezależne mocowanie kół i osi, bo sztywne połączenie nie daje szans na faktycznie aksamitne toczenie się.
      Tak, faktycznie ciekawe jest zastanowienie się czym będą modele za lat 20-30. Wydaje się, że za wiele to poprawić się nie da i pozostaje właśnie „umultimedialnianie” autek. Ale z drugiej strony wciąż nie jest powszechne „otwieranie” modeli w skali 1:64. Wydaje się, że poszło to nawet w odwrotną stronę i nawet skale większe „pozamykano”. Z jednej strony to zrozumiałe, bo odwzorowanie otwieranych drzwi w realistyczny sposób w skali 1:64 jest po prostu bardzo trudne (zawiasy), ale z drugiej strony może właśnie to jest to wyzwanie którego ktoś się znów podejmie. W skalach ciut większych (1:32) nawet w wersjach zabawkowych zdarzają się bardzo przyzwoicie zrobione otwierane drzwi, razem z ramką i szybką. No ale takie cuda M2 robiło w swoich modelikach w skali 1:64 dobre 10 lat temu 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz