W krainie carsnoludków …

Stacjonarnych sklepów z modelami jest coraz mniej, a szkoda bo lubiłem sobie pójść i stanąć przed witryną pełną ciekawych autek. Obecnie w miarę regularnie odwiedzam jeden, ale zakupy tam już nie mają takiego uroku jak kiedyś. Dlaczego? Bo faktycznie można tam kupić ciekawe rzeczy, ale w gruncie rzeczy jest to zakup z katalogu. Modele są sprowadzane na konkretne zamówienie. Czym to się różni od zakupu internetowego? Zasadniczo niczym. Ale zachodzę tam, bo syn lubi, a i właściciel czasami jest skory do pogawędki. Swego czasu odbyłem z właścicielem ciekawą rozmowę o naturze kolekcjonerstwa motoryzacyjnego. W dyskusji spotkał się fan rozmiarów małych (to ja) z orędownikiem rozmiarów dużych. Ja mam w swoich zbiorach setki modeli, a pan ma ich sześć. Ja lubię tę ekscytację związaną z wygrzebywaniem czy to staroci czy modeli nietypowych, a on lubi mieć w gablocie sześć modeli w skali 1:18. Ale za to najlepszych na jakie może sobie pozwolić. Raz na rok lub rzadziej wymienia 1-2 z modeli na coś innego, ciekawszego lub lepszego. I ma satysfakcję z tej swojej minimalistycznej liczbowo, ale maksymalistycznej jakościowo kolekcji. Czy u mnie jest odwrotnie, czy cieszy mnie ilość a nie jakość? Nie, ale nie powiem też, że nie cieszy mnie to, że mam tego cholerstwa tyle, że nie czuje niedosytu. Rozumiem, że sześć może być wystarczające. Ale z resorakami tak się chyba nie da. One muszą występować w stadach. Półka zastawiona tą drobnicą robi wrażenie. Mógłbym zdobyć sześć najfajniejszych modeli Schuco w stanie idealnym, ale szczerze mówiąc wolę mieć pięćdziesiąt w stanach wszelakich. I mimo, że nie jestem fanem kompletowania (czyli kolekcjonowania całościowego w ramach danej kategorii), to kilkoma egzemplarzami nie umiem się zadowolić. No i jest jeszcze kwestia zarządzania kolekcją. U niego żelazna dyscyplina, u mnie nie do końca okiełznane szaleństwo. A może moja skala jest wciąż za duża? Na wszelki wypadek więc wciąż rozwijam swoją minikolekcję metalowych aut w skali 1:87. I to do nich wracam w tym wpisie …

Przy zbieraniu kurdupelków trzymam się kurczowo tej jednej zasady. Muszą być metalowe. Oczywiście najlepiej całe, ale to już bardzo wysoko postawiona poprzeczka. Lubię je sobie ustawiać w scenki i robić takie wirtualne dioramy. Czasami żałuję, że wciąż nie rozwinął się rynek komponentów modelarskich w skali 1:64. Oczywiście można samemu coś zrobić, ale łatwo nie będzie. W skali 1:87 jest dużo prościej. Cokolwiek można sobie wyobrazić, to prawie na pewno jest w niej odwzorowane i można to kupić. No ale przejdźmy do prezentowanych dzisiaj modeli. Zacznijmy od reprezentantów Francji …

Dwie norevki we współczesnych wydaniach. Żółta czwórka i zielona piątka. Bardzo sympatyczne i szczegółowo zrobione. Oba auta bardzo lubię w rzeczywistości (a dokładniej to ich formę i styl) i bardzo chciałem je mieć. Jak na skalę, w której są zrobione i rozpatrywane w jej rzeczywistym wymiarze, są to bardzo przyzwoite modele, ale do prawdziwej frajdy i czegoś im brakuje. A może czegoś mają za dużo.

Dwa modeliki marki BUB odwzorowujące auta … hmm … powiedzmy użytkowe (bo jednak trudno tego po prawej nazwać dostawczakiem). Mercedes i Pinzgauer. Bardzo fajne. Dlaczego? Bo ciężkie i o niskiej zawartości plastiku. Żółty modelik reprezentuje tę linię w ofercie BUB-a, gdzie autka mają zamierzenie uproszczone odwzorowanie, brakuje im szyb,  a koła są standaryzowane i nie nawiązują do rzeczywistości. I tak jak przekonałem się do „dziurawych” wczesnych regularów Matchboxa czy wczesnych modeli Dinky, tak i tutaj brak szyb absolutnie mi nie przeszkadza. Austriacki Pinzgauer to odwzorowanie zdecydowanie bardziej rzeczywiste. Auto produkowane pierwotnie przez firmę Styer-Daimler-Puch przede wszystkim dla potrzeb wojska spodobało mi się od pierwszego wejrzenia. A miało ono miejsce jeszcze w latach 90-tych, gdy kupiłem sobie debiutancką płytę Tricky’ego „Maxinquaye”. Pinzgauer w lekko awangardowym malowaniu został umieszczony na tylnej okładce tego wydawnictwa.

Chyba każdy miłośnik miniaturowych autek ma w swojej kolekcji takie, przy których rozpakowywaniu lub przy pierwszym kontakcie organoleptycznym, świat się zatrzymał, a z piersi wyrwało się … i tu proszę wstawić ten najbardziej wyrafinowany okrzyk radości, tudzież zdumienia, jaki masz Drogi Czytelniku w swoim słowniku. No dobrze, nie musi być wyrafinowany. Ten BUB-owski zestaw jest dla mnie przykładem modelika idealnego. Piękne odwzorowanie, świetne materiały i fajność na poziomie stratosferycznym. Ciężarówka marki Kaelble w wydaniu sygnowanym Deutsche Post. Kupiona za 44 zł w idealnym stanie, z oryginalnym pudełkiem. Rewelacja.

I dwa auta funkcyjne. Jak zwykle deklaruję, niespecjalnie przepadam za radiowozami, karetkami, czy strażami pożarnymi, ale pojedyncze sztuki wprowadzają do kolekcji pewną różnorodność. Do policyjnego BMW podchodziłem wielokrotnie. Aukcja sobie wisiała całymi tygodniami, a ja uparcie ją ignorowałem. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że zasadniczo to nie wiem co mi przeszkadza policyjność tej beemki. Piękny, stylowy BUB-owski modelik, za przyzwoite pieniądze. No nieprzyzwoitością byłoby zostawienie go na pastwę przypadkowego klienta. Kupiłem. W przypadku straży pożarnej było całkowicie inaczej, tę licytowałem stanowczo i bezkompromisowo. To modelik firmy Schuco z serii Piccolo, czyli skala 1:90. Pierwotna seria Piccolo była wydawana w latach 50-tych i 60-tych. Wróciła jednak na rynek w latach 90-tych. Pożarniczy Magirus to reedycja, ale zrobiona zgodnie z tradycją firmy. Drabina wysuwana mechanizmem korbowym, a odlew oczywiście lity, co naprawdę czuć wagowo. O ile modele BUB-a są przede wszystkim fajne, o tyle schucowskie Piccolo jest po dziecięcemu urocze. Jak chociażby te dwa ancymonki …

Urok w czystej postaci, a raczej w carsnoludzkiej odsłonie. Oba wydane przez Schuco jako gadżety reklamowe i zakupione przeze mnie, kompletnie niepokojonego przez innych licytujących. I może nie byłoby to aż tak zaskakujące (bo co normalny kolekcjoner ma zrobić ze stylizowanymi na zabawki i uproszczonymi w odwzorowaniu autkami w skali 1:90?), gdyby nie to, że dostawczy Ford kosztował mnie 6,90 zł, a Porsche okrągłą złotówkę. Ma ono ciut za dużą kierownicę (oczywiście odlewaną), ale nadaje ona temu modelikowi charakter autka na pedały. Nie wiem czy o to chodziło twórcom, ale mnie taka interpretacja bardzo się podoba. Swoją drogą czy może być lepszy gadżet reklamowy dla największych na świecie targów klasycznej motoryzacji, jakie odbywają się w Essen?

Zarówno modele BUB-a, jak i Piccolo to połączenie motoryzacji, nostalgii i specyficznej, lekko zabawkowej estetyki. Nie walczą o klienta poziomem szczegółowości. Ba, one po prostu nie walczą o uwagę i zainteresowanie, bo nie muszą. Są dla tych, dla których urok i pewien konsekwentny estetyczny język przekłada się na fajność i radość obcowania z nimi. Bo jeśli jakiekolwiek modeliki można określić mianem „miłych”, to właśnie te …

2 myśli w temacie “W krainie carsnoludków …

  1. Mają swój urok te carsnoludki. I jakież są praktyczne, bo zamiast jednego matchboxa, można mieć w kieszeni dwa BUBy na ten przykład. Nie stronię od nich osobiście, sam mam kilkanaście. Niestety wyłącznie jako ciekawostkę. Bardzo mi imponuje poziom wykonanie detali, bo przecież już skala 1:64 potrafi zaskakiwać jakością wykonania szczegółów, co przecież nie jest łatwe do osiągnięcia. A 1:87 to sporo mniejsze autka. I chociaż ciągnie mnie do nich kunszt wykonania, to z drugiej strony odstręcza… to samo. Chyba się starzeję i wzrok mi się tępi, bo wpatrywanie się w obiekt przez szkło powiększające jakoś umniejsza mi przyjemność z obcowania z finezją wytwórcy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak krytyka, bo cóż tu krytykować, kiedy przedmioty tak ujmujące w swej formie i wykonaniu. To tylko zawoalowana forma żalu, że wzrok już nie ten. A autka mimo iż filigranowe wciąż jeszcze rządzę posiadania rozniecić potrafią. I nawet straż od Piccolo ich nie ugasi.

    Polubienie

    1. Tak, coś w tym jest, że one są trochę za małe w stosunku do szczegółowości. Pewnie dlatego bardziej mi sie podobają te stylizowane i uproszczone. Bo wtedy autko odbieram jako pewna wizję, pewien ekstrakt i pewną całość, szczegółów mieć nie musi, ale musi mieć charakter. Argument wzrokowy jest bardzo mocny, bo sam mam bardzo kiepski wzrok i lupa jest u mnie przedmiotem codziennego użytku prawie. Ale jak gdzieś widzę BUB-a to i tak się nie zastanawiam 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz