Ciężki temat …

Za kierownicą ciężarówki spędziłem wiele godzin i pewnie przejechałem tysiące kilometrów. Rozwoziłem mleko, piasek, skrzynki z warzywami. Cokolwiek tylko podpowiedziała mi wyobraźnia. Bo wszystkie te podróże odbyłem siedząc za kuchennym stołem w babcinej kuchni, dzielnie dzierżąc prawdziwą kierownicę od Żuka opartą na udach. Jakoś zawsze czułem sympatię do aut ciężarowych i pewnie jest w tym jakaś zasługa bazy samochodowej, która mieściła się przy mojej ulicy, a której już kiedyś poświeciłem trochę uwagi na tym blogu. Dość naturalne więc było, że jak zacznę zbierać resoraki to gdzieś w pewnym momencie zahaczę o ciężarówkowe tematy. Oszem mam trochę aut tego typu pochodzących od Matchboxa czy Majorette i bardzo je lubię, ale zawsze miałem wrażenie pewnego niedosytu. Może to kwestia skali i pewnej nieprzystawalności resorakowych ciężarówek do ich osobowych braci. I dlatego zdecydowanie bardziej wolę ciężarówki skalowane, tak aby można je było odnieść do siebie wzajemnie i do osobówek oczywiście też. Ale, jak nietrudno się domyślić, muszą spełniać jedno, ale za to fundamentalne, kryterium. Muszą być metalowe (przynajmniej kabina i podwozie). Mam takie zarówno w skali 1:76, jak i w skali 1:64, ale dziś skupimy się na tych robionych w skali 1:87 i to w zasadzie tylko przez jedną firmę, holenderskie EFSI.

Pewnie spora część kolekcjonerów aut w skalach resorakowych miała w ręku takiego Mercedesa zrobionego przez EFSI. Występował w wielu wersjach i odmianach, a jego resorakowość jest ewidentna. Może to kwestia nie do końca udanego odwzorowania, ale jakoś nigdy do mnie nie trafiał, chociaż nie można mu odmówić uroku. Ale jakiś czas temu zetknąłem się z ciężarówką zrobioną przez EFSI, która drastycznie zmieniła moje nastawienie.

Był nim DAF 3300, w wersji dwuosiowej. Pamiętam, że jak pierwszy raz wziąłem go do ręki na pchlim targu to byłem bardzo zaskoczony jego fajnością i solidnością. Uchylana kabina była jak bonus. Oczywiście nawet przez moment się nie wahałem co do zakupu. To było dokładnie to czego szukałem. Chociaż nie od razu też rzuciłem się w wir poszukiwań innych modeli zrobionych przez EFSI w tym stylu. Trochę musiało to dojrzeć. Dodatkowo fascynujące było też to, że był to kolejny przykład porządnie odwzorowanej ciężarówki marki DAF. A pamiętamy przecież jak robili to inni …

Zarówno modelik Majorette, jak i Matchboxa, odwzorowują wcześniejszy model DAF-a 2600, ale styl jego następcy czyli 3300 jest zasadniczo bardzo podobny. Ani skrzyniowemu wydaniu mażoretkowemu ani platformowemu wydaniu matchboxowemu nie można nic zarzucić. Zresztą każdy fan Matchboxa doskonale pamięta wszystkiego wcielenia tego fantastycznego DAF-a, zarówno w serii 1-75, jak i w serii Super Kings. I holenderskie 3300 świetnie się w ten nurt wpisuje. Ale seria ciężarówek w skali 1:87 robiona przez EFSI, to nie tylko DAF-y. Była tam też jedna z ikon świata tirów z lat 70-tych i 80-tych, czyli Mercedes NG.

Tak jak już kiedyś wspominałem taki Mercedes to była ciężarówka marzeń z mojego dzieciństwa. Do małego miasteczka w którym mieszkałem przyjeżdżał taki w kolorze bordowo-niebieskim i zabierał do Niemiec uszyte w spółdzielni krawieckiej ubrania. W latach 80-tych był jak przybysz z innej planety. Gdy zobaczyłem, że EFSI zrobiło tę ciężarówkę w swoim stylu, to ucieszyłem się bardzo. Bardzo … czyli nie poprzestałem na jednej.

Ciekawe jest to, że EFSI produkowało te modeliki w tylu wersjach. Są warianty dwuosiowe, trzyosiowe, ciągniki siodłowe. A dodatkowo mają różne długości zarówno samej ciężarówki jak i przyczep. Odwzorowanie nie jest może porażające, ale wszystkie proporcje i charakterystyczne elementy stylistyczne są zachowane w należyty sposób. No i można się nimi naprawdę fajnie bawić. Mercedes jest równie udany jak DAF. Jednak z ciężarówek robionych przez EFSI, to nie auto jednej z tych marek stawiam na pierwszym miejscu. Jest nim ten oto żółty MAN.

Można powiedzieć, że ta ciężarówka czekała na mnie i czekała, a ja sam – nie wiem czemu – tak długo nie mogłem ulec jej urokowi. Była wystawiana na naszym największym portalu aukcyjnym przez całe miesiące. I nic. Zaglądałem do niej, przyglądałem się i nic. Podobała mi się, ale jakoś ręka mi nie drgnęła. Więc nie podpada to pod miłość od pierwszego wejrzenia, jak w przypadku DAF-a. Ale pewnego dnia popatrzyłem na nią i dotarło do mnie jak nieracjonalnie się zachowuję. Oto mogę kupić następną ciężarówkę produkcji EFSI, jedyną odwzorowującą MAN-a jaką przez lata widziałem, a ja się waham. Kliknąłem i po paru dniach była u mnie. I okazało się, że nie tylko jest fantastyczna, ale też jest w idealnym stanie. MAN na mnie czekał, ale ostatni bohater dzisiejszego wpisu raczej nie miałby aż tyle cierpliwości …

Nie jest to EFSI, nie jest to też jakaś oldschoolowa produkcja. To współczesny modelik w skali 1:87, ale podobnie jak „holendrzy” wykonany z metalu. Ten jeszcze bardziej bo prawie w całości, łącznie ze skrzynią ładunkową. To niemiecka ciężarówka marki Krupp wydana przez niemiecki GMTS w serii „Golden Oldies”. Nie znałem wcześniej tej firmy, a licytacja na której wystawiono tego przystojniaka nie była opisana. Ale rzut oka na zdjęcia od razu rozpalił moje emocje. Metal na metalu, na dodatek rewelacyjne odwzorowanie. Rozpoczęło się śledztwo czymże jest ten modelik i jaka jest jego wartość. W dzisiejszych czasach takie śledztwo trwa jakieś 4 kliknięcia. Ale informacje okazały się sprzeczne. Część sprzedawców tego modelu twierdziło, że jest wykonany z plastiku. I nawet na chwilę w to uwierzyłem. Ale następnego dnia zabrałem się jeszcze raz do sprawdzania i znalazłem recenzje, w którym jakiś szczęśliwy posiadacz napisał … „Modelik jest bardzo ciężki”. Już wiedziałem, że nie odpuszczę …

Na licytacji oprócz niebieskiego Kruppa była wystawiona, również nieopisana, druga wywrotka marki Henschel (prawdopodobnie), a sprzedający raczej hurtowo gustował w plastikowych modelach w skali 1:87, od Herpy przez Brekinę na Wikingu kończąc. Na placu kolekcjonerskiego boju spotkało się nas pięciu, z czego dwóch najwyraźniej mocno zmotywowanych albo zauroczonych pięknie odwzorowany siłownikiem hydraulicznym niebieskiego Kruppa. Łatwo nie było, bo w sumie pobiliśmy się licytacyjnie między sobą i ja mam jedną ciężarówkę, a drugi świr ma drugą. Ale to nie ma znaczenia, bo gdy samochód dotarł w moje ręce, to poczułem ten miły dotyk pełnej satysfakcji. Jest obłędny i w stanie fabrycznym. Od razu stał się jedną z gwiazd mojej kolekcji i to nie tylko wśród metalowych ciężarówek w skali 1:87.

Za każdym razem jak rozkładam tę moją flotyllę wołów roboczych mam ochotę się nimi pobawić. I w tym chyba jest ich największy urok. Nawet najlepiej odwzorowanym modelem w skali 1:87 ale wykonanym z plastiku nie mam ochoty przejechać nawet 10 cm. Owszem lubię popatrzeć, ustawić na dioramie, ale za kółko nie wskoczę. Z metalowymi do zupełnie inna sprawa. Można przetaczać, parkować, manewrować, podpinać, wypinać … no dobra, może ciut za daleko. W dzieciństwie miałem bazę samochodową na tej samej ulicy. Stary, Jelcze, Żuki. Dziś mam swoją, na stole. A w niej DAF-y, Mercedesy, MAN-y … Skala co prawda inna, ale emocje takie same, a i wiek taboru w zasadzie bardzo zbliżony.

Dodaj komentarz