50年の卓越性

Blog zamarł na miesiąc. Nie było to tak do końca planowane, ale się przydarzyło. I pewnie potrwałoby jeszcze jakąś chwilę, a może i dłużej, ale napisał do mnie Pan Wojciech. A napisał tak … „nie oczekujemy już kilku wpisów miesięcznie, ale proszę nas nie pozbawiać możliwości przeniesienia się w sentymentalną przeszłość kiedy to te małe autka opisywane przez Pana były (prawie) całym naszym światem”. Odrzuciłem więc wszelkie wątpliwości co do zasadności pisania tego bloga i uśmiechnięty usiadłem do dzisiejszego wpisu. I uznałem, że nadrobię jeszcze jedną, trochę zawstydzającą, zaległość. Wstydliwą dla fana jakim jestem, a który nie poświęcił wpisu na świętowanie 50-lecia marki Tomica. A ta przypadła w zeszłym roku. Zanurzmy się więc jeszcze raz w świat resoraków japońskiego producenta. Prawdziwych resoraków …

Oczywiście Tomy, właściciel marki Tomica to firma duża starsza niż 50 lat, ale to ta seria zabawek stała się ikoniczna. Oczywiście nie w Europie, gdzie panowanie Matchboxa było niekwestionowane, ani nie w USA gdzie to samo robił Hot Wheels. I podobnie jak konkurenci z innych kontynentów, tak i Japończycy postawili przede wszystkim na rdzenną motoryzację, a że ta jest i była wyjątkowo bogata oraz zróżnicowana, to i mieli co robić przez te 50 lat. Nie wiem czy niebieska Honda Accord to moja najstarsza tomica, ale jest idealnym przedstawicielem oferty japońskiego producenta z lat 70-tych. No i faktycznie jest japońska z urodzenia.

Honda ma wszystko to co najlepsze wymyślono w resorakach (choć nie wymyślili tego Japończycy) Metal na metalu, miękkie resorowanie, otwierane drzwi i schludny, estetyczny odlew. No i wąskie koła, którym Tomica jest wierna do tej pory. Czy z któregoś z tych kanonicznych elementów można zrezygnować? Można. Z metalowego podwozia. I Tomica faktycznie stosuje plastikowe podwozia, a w zasadzie stosowała od dawna. Ale to dobry plastik więc nie ma żadnego zgrzytu. Oczywiście podobnie jak konkurenci Tomica wydawała też motoryzacyjne evergreeny, czyli np. tylnosilnikowe Volkswageny czy chociażby Porsche 911, takie jakie stoi obok Hondy. Ale podstawowym smakiem Tomicy zawsze będzie jej japońskość, która wciąż jest jej dominującą cechą. Jakimi autami mogłaby więc świętować 50-lecie swojego istnienia? To pytanie retoryczne.

Nissan i Toyota. Pięknie wydane przez Tomicę w bardzo krótkiej, bo raptem sześcioelementowej, serii jubileuszowej (na razie mam połowę tej serii). Ruda Fairlady jest obłędna, niebieska 2000GT jest zjawiskowa. Intencją twórców było nawiązanie do tradycji firmy i pokazanie tego, czym jest klasyczny resorak, klasyczna tomica. Nie musieli niczego wymyślać, wystarczyło odwołać się do ustanowionego na początku kanonu. Tyle i aż tyle.

Odwzorowanie nadwozi tych jubileuszowych autek jest doskonałe, ale to podwozia pokazują co to znaczy szanować własną tradycję i jeszcze dołożyć do niej wyrafinowany smaczek. To dwukolorowe malowanie podwozia z odcięciem czarnego jest po prostu rewelacyjne. Myślę, że można go spokojnie używać jako test na „świrostwo resorakowe”. Jeśli badany od razu zauważy maestrię tego rozwiązania, to znaczy że na resorakach zęby zjadł i wie co dobre. Tak jak Tomica wie jak robić dobre resoraki. Dobre do zabawy. Ale wie też, że „świrostwo resorakowe” to postępująca choroba i że trzeba ją umiejętnie podtrzymywać. Czym? Odpowiednim lekarstwem, które nie leczy, ale cieszy uzależnionego.

A co bardziej ucieszy kolekcjonera, jak nie seria limitowana, w której podkręcono jeszcze kanoniczne cechy? Te dwie Toyoty gościły już na tym blogu, chyba w pierwszym wpisie poświęconym Tomice, ale wracają by godnie zaprezentować cechy serii Tomica Limited, która była produkowana między 2001 a 2013 rokiem. Co dorzucono do kanonu? Dedykowane i ogumione koła oraz bardziej szczegółowe odwzorowania. Mnie osobiście cieszy w tej serii jeszcze jedna rzecz, a mianowicie zastosowanie odlewów zintegrowanych, czyli pasy przednie i tyle oraz zderzaki są odlewane razem z nadwoziem. Jak już kilkukrotnie wspominałem na tym blogu jestem wielkim miłośnikiem takiego sposobu odwzorowywania (obecnie stosowanego przez Oxforda i producentów amerykańskich). Niestety seria ta została wygaszona, ale idea która legła u jej podstaw właściwie przetrwała i przeobraziła się w serię Tomica Premium.

Seria Premium weszła na rynek w 2015 roku i do tej pory jest sukcesywnie rozwijana, choć nie można powiedzieć że jest to gwałtowny rozwój. W stosunku do poprzedniej serii Limited w zasadzie odstąpiono tylko od jednego założenia. Koła są dedykowane, ale zrezygnowano z ogumienia na rzecz opon plastikowych. Trochę szkoda, ale trzeba przyznać że projektanci Tomicy bardzo sprytnie kamuflują to uproszczenie konstrukcyjne. Serie Premium u innych producentów powstają często w dość uproszczony sposób. Do odlewu pochodzącego z serii podstawowej dajemy lepsze, najczęściej ogumione koła, precyzyjnej i bardziej szczegółowo malujemy i naklejamy metkę z odpowiednio wysoką ceną. W Tomice zrobiono to trochę inaczej.

Popatrzmy na zestawienie tych dwóch Toyot 2000GT. Praktycznie od razu widać, że nie jest to ten sam odlew, chociaż skala jest identyczna – 1:59. Nadwozia różnią jest pasami przednimi, pasami tylnymi, ale również odwzorowaniem szczegółów nadwozia. Zupełnie inaczej skonstruowano mechanizm otwierania drzwi, a co za tym idzie inaczej ukształtowane są wnętrza obu aut. Urok Tomicy polega na tym, że obie wersje są świetne i trudno je traktować jako gorszą i lepszą. A przecież nie jest to jeszcze szczyt oferty japońskiego producenta.

Seria Limited była świetna, seria Premium całkiem nieźle ją kontynuuje. Czy można jeszcze lepiej? Oczywiście. Wszystkie serie przedstawiane do tej pory nie mają jednej już stricte kolekcjonerskiej cechy. Nie mają standaryzowanej skali odwzorowania. Dodajmy więc do kanonu ten element oraz przywróćmy ogumione koła i mamy serię Tomica Limited Vintage. Doprawmy jeszcze szczyptą finezji i wyrafinowania w odwzorowaniu a kolekcjonerzy będą skorzy płacić trzy-cztery razy więcej niż za serię Premium. Seria TLV powstała w 2004 roku i obejmowała auta japońskie z lat 50 i 60-tych. Tak jak ten niebieski Toyopet Masterline. W 2006 roku powstała druga seria klasy Stratopremium (a tak sobie to nazywam), czyli Tomica Limited Vintage Neo. I tu jak nietrudno się domyślić trafiają modele aut z lat 70 i 80-tych. Zdecydowana większość to auta marek japońskich, ale zdarzają się wyjątki.

Żółty łobuziak to Nissan Be-1. Jak go pierwszy raz zobaczyłem to się po prostu zakochałem. Aż nieprawdopodobne, że to auto weszło na rynek w 1987 roku. Niestety tylko w Japonii. To w gruncie rzeczy jest taki ładniejszy Nissan Micra, ale właśnie jego retro-styl jest jego największą zaletą. Co ciekawe Nissan nie sygnował w jawny sposób tego auta swoją marką. Dla mnie to autko ma podwójną wartość i to dosłownie. Pochodzi ze znanej wszystkim kolekcjonerom modeli w skali 1:64 licytacji „zgorzeleckiej”. Tej pierwszej sprzed dwóch lat, gdy w pewnym momencie sprzedawca zniknął a zakupione modele przepadły. W tym zakupiony wówczas przeze mnie żółty Nissan. Pogodziłem się z tym, że raczej już nigdy go nie będę miał. Ale pół roku temu „zgorzeleckie” licytacje się odrodziły, tym razem oferowane przez innego sprzedającego. I jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że pewnego dnia wystawione dwa modele z serii TLV, które kupiłem już za pierwszym razem. Jak się pewnie Drodzy Czytelnicy domyślacie … nie odpuściłem i tym razem. Co ciekawe ceny jakie wylicytowałem za pierwszym i za drugim razem są w zasadzie porównywalne. Czy warto było za żółtego łobuziaka zapłacić dwa razy? To drugie w tym wpisie pytanie retoryczne.

Czasami w życiu spotykają nas fajne rzeczy. Autka marki Tomica bezsprzecznie do nich należą i to bez względu do jakiej serii należą. To co w nich lubię najbardziej to jednoznacznie rozpoznawalny styl i żelazna konsekwencja w realizowaniu założeń. Ma być dobrze, ma być doskonale. I to właśnie ta doskonałość ukrywa się pod japońskim tytułem tego wpisu. W języku polskim oznacza on „50 lat doskonałości”. Pozostaje tylko pokłonić się z szacunkiem i błyskiem radości w oku, że wciąż im się chce.

Panie Wojtku … ten wpis powstał z Pana inspiracji. Bardzo dziękuję. Czy będą następne? To trzecie i ostatnie w tym wpisie pytanie retoryczne.  

2 myśli w temacie “50年の卓越性

  1. A czy przypadkiem ten drugi „zgorzelecki” sprzedawca nie był tym samym tylko pod inną nazwą? Ja poznałem po modelach i stylu opisu, zadzwoniłem i po kilku minutach rozmowy „nowy” sprzedający zrekompensował dawne oszustwo w modelach, które tym razem otrzymałem.

    Polubienie

    1. Mógł być tym samym, modele na pewno były od tego pierwszego. No ja niestety nie skontaktowałem się z próbą dopytania o całą sytuację. Dlaczego? Bałem się, że się sprzedawca wystraszy i znów coś wywinie. Ale rozmawiałem z innym kolekcjonerem, który również miał „przyjemność” kupować te autka i twierdził, że „nowy” odkupił od „starego” całą kolekcję. Nie wiem jak było. Ważne, że finalnie nie skończyło się aż tak źle. No i jest co wspominać, bo takich cudów jak wtedy to już nigdy nie było i nie sądzę aby były … w takiej liczbie. Do tej pory żałuję, że nie kupiłem niektórych rzeczy, z perspektywy dzisiejszych cen to były okazje. No ale te kilkanaście modeli z tego źródła mam.

      Polubienie

Dodaj komentarz