Fantomas i trzej muszkieterowie …

Z telewizją mi ostatnimi laty niespecjalnie po drodze i to nie tylko z tą abonamentową. Nie jest to pierwszy raz gdy mrugająca skrzynka (a teraz to bardziej tafla) straciła etat oficera kulturalno-oświatowego na pokładzie mojego życia. Miałem już 12-letni okres nieoglądania telewizji i przeżyłem. Ale w młodości czy jeszcze bardziej w dzieciństwie telewizor to faktycznie było „okienko na świat”, nawet jeśli mocno przesłonięte cenzurą czy drastycznie ograniczone ofertą programową. Była jaka była, ale miała świetny wynalazek. Nazywało się to „Film dla drugiej zmiany” i polegało na tym, że gdzieś tak przed południem nadawano ten sam film, który miał być emitowany po wieczornym „Dzienniku”. Świetna sprawa, szczególnie wtedy gdy w szkole miało się mało lekcji lub leżało się w łóżku z temperaturą. A że dodatkowo rodzice niezbyt przychylnie patrzyli na seanse filmowe po godzinie 20, to i jeszcze ten problem ów wynalazek rozwiązywał. A że babcia miała lepszy telewizor niż moja rodzina, to i zdarzało mi się zakradać do babcinego mieszkania (babcia mieszkała na piętrze w tym samym domu) i bez dozoru delektować się dokonaniami kinematografii czechosłowackiej, radzieckiej, węgierskiej, polskiej, a czasami również zgniłozachodniej. A tam trafiał się i Woody Allen i amerykański western. Ale z jakichś powodów – zdecydowanie podejrzewam powody motoryzacyjne – szczególnie zapamiętałem „Fantomasa” z Luisem de Funes. Może to te Citroeny, a może niepokojąca maska tytułowego bohatera, który swój proceder przestępczy wspierał umiejętnością imitowania dowolnej postaci. Fantomasa w zasadzie bałem się tak, że później obawiałem się, że zamieszkał w pokoju u babci, a dokładniej to ukrywał się w dużym zegarze szafkowym. Nie pamiętam czy miało to związek z fabułą, ale do tej pory nie ufam ludziom w gumowych maskach.

Postaci literackie czy filmowe bywają ciekawymi inspiracjami. Jak rozmyślałem nad tym w jakim kontekście osadzić trzy resoraki odwzorowujące auta trzech francuskich producentów, to bardzo szybko skojarzyło mi się to z „Trzema muszkieterami”. A co by było gdyby trzej muszkieterowie zamiast D’Artagnana spotkali na swojej drodze Fantomasa. Że epoki się nie zgadzają … no cóż, to nie musi być przecież literatura czy film najwyższych lotów. Wystarczy rzetelna klasa B. Bohaterów opowieści czy to książkowej czy filmowej zapewni nam firma Norev. No to zaczynami … 3 … 2 … 1 … akcja!

Dobrą stronę mocy w naszej opowieści reprezentować będą trzej muszkieterowie. I niech będzie jak w literackim pierwowzorze, czyli Atos, Portos i Aramis, ale bardziej po motoryzacyjnemu. Atosa, który powinien być lekko arystokratyczny, niech zagra Peugeot. Portosem niech zostanie Renault, bo brak mu ciut ogłady. A w urodziwego, a nawet wyrafinowanego Aramisa, niech się wcieli Citroen.

Chyba każda firma motoryzacyjna zalicza w swojej historii okres mniej udanych projektów. Mnie się zawsze styl Peugoeta podobał i to od lat 60-tych do 90-tych. Zawsze było wyraziście i spójnie. I raczej zgrabnie. No ale pierwsza dekada nowego tysiąclecia jakoś tak niespecjalnie Peugoetowi wyszła. Zginęła gdzieś zgrabność. Ani 307 ani 407 nie mogą się nią pochwalić. Ale modelik firmy Norev robi niezłą robotę, bo jakoś ten brak zgrabności maskuje. Poza tym jest pełnokrwistym resorakiem, z otwieranymi drzwiczkami i metalowym podwoziem.

Drugim z trójki głównych bohaterów jest Renault Laguna trzeciej generacji. Auto, które już na starcie miało ciężko. Musiało mierzyć się ze złą sławą poprzedniczki. Nie wiem na ile jej się udało, ale nazwa modelu jednak nie przetrwała, a w gamie Renaulta w jej miejscu pojawił się Talisman. W sumie chyba najciekawszą wersją Laguny była wersja Coupe. I Norev również takową wydał jako 3-calowego resoraka. Mój egzemplarz to jednak klasyczny hatchback, podobnie jak 407-tka resorowany i z metalowym podwoziem. Wciąż się zastanawiam skąd w firmie Norev taka wielka sympatia dla karawaningu i wyposażanie modelików w aż tak solidne haki.

Wyobraźmy sobie jakim stylowym Aramisem byłby np. Citroen CX. No ale mamy co mamy i za przystojniaka w tym tercecie musi robić C5 drugiej generacji. I tu podobnie jak u kolegów mamy do czynienia z okresem pewnej zapaści designerskiej. No chyba, że był to taki kamuflaż przed wybuchem projektowania na dopalaczach, jakie obecnie uprawia Citroen (co oni robią z tymi światłami to nie wiem). Modelik firmy Norev jest prawie dokładnie taki jak powinien być. Prawie, bo już nie ma metalowego podwozia, ale jeszcze ma resorowanie, co w bieżącej produkcji francuskiego producenta modeli w zasadzie już nie występuje. Szkoda.

Pora przejść na tę ciemniejszą stronę. A kto się do tego lepiej nadaje niż – to nie jest blog poprawny politycznie – Germanie. Ależ wyświechtany stereotyp, ale spytajcie Bruce’a Willisa czy chciałby mieć innych przeciwników w „Szklanej pułapce”. Fantomasem więc zostaje Volkswagen Passat (to już dobrze brzmi jako imię i nazwisko aktora), a jego przykuprownikami zostają dwa Golfy. Tacy Rosenkrantz i Guildenstern tylko, że z Wolfsburga i pracujący na usługach Fantomasa.

VW Passat idealnie pasuje do roli Fantomasa. Nie rzuca się w oczy, każdemu się wydaje że go zna, a swoje robi. Żeby kamuflaż był kompletny to w tę postać wcieli się wersja z silnikiem TDI. Niepozorny, ale to prawdziwy gwiazdor. Żebym mógł go obsadzić musiałem go wynegocjować od syna, który był jego faktycznym właścicielem. To z jaką gwiazdą mamy do czynienia najlepiej oddaje wartość transferu. Za jednego norevowego Passata oddałem trzy rajdowe mażoretki z serii Premium (te na gumowych kołach). Więc nie dość, że zapłaciłem za niego przy zakupie (co prawda dobrą cenę), to jeszcze dołożyłem ten szalony zestaw. Ale trzeba przyznać, że faktycznie ta norevka jest po prostu świetna. Nie tylko ładnie odwzorowana, ale jeszcze w pełni resorowana i na metalowym podwoziu.

Rosenkrantzem niech zostanie standardowa, pięciodrzwiowa wersja Golfa VI. Taki codzienniak, ze statusem wzorca w swojej klasie. Nie wiem czy faktycznie nim był, czy jechał na opinii, ale faktycznie szósta generacja jakoś bardziej do mnie trafiła niż generacja piąta. Modelik zrobiony przez firmę Norev bardzo poprawnie, kupiony na pchlim targu w stanie fabrycznym i w pudełku, bodajże za 5 zł. A żeby mu się lepiej powodziło w przestępczym świecie dorzućmy mu porywczego kumpla.

Golf GTI. 210 KM i niecałe 7 sekund do setki. A wciąż nie rzuca się w oczy i to jest jego wielka zaleta. Norev zrobił tę wersję Golfa naprawdę świetnie. Odwzorowaniu nie można niczego zarzucić, a dedykowane tej wersji felgi dodają mu odpowiedniego sznytu. A dodatkowo mamy bardzo przyjemne resorowanie. Podobnie jak Peugeoty czy Renaulty tak i Volkswageny występowały chyba tylko w wersjach dealerskich (ja przynajmniej nie spotkałem innych), gdzie ich norevkowatość nie jest, ze zrozumiałych powodów, podkreślana. Wracamy do naszej książki, czy też filmu …

W opowieści przygodowej oprócz jakiegoś wątku głównego zwykle toczy się też wątek romantyczny. A że jesteśmy w obrębie kultury klasy B, to i znów posłużmy się stereotypem. Tylko że w dziełach klasy B stereotyp staje się kodem kulturowym, a wręcz wyznacznikiem stylu. Więc skoro potrzeba płci pięknej, to i Włoszki zapraszamy do naszej zabawy. Postaci znów zapożyczmy od pana Dumasa i niech Lancia Delta stanie się Milady, a Lancia Musa niech się wcieli w Konstancję.

Jak wiadomo Włosi nie do końca sobie poradzili z pozycjonowaniem marki Lancia. No ale jak masz w portfelu dwie marki o sportowych korzeniach, to trzeba ja jakoś odseparować. No i Lancii trafił się segment premium, w którym miała walczyć zestawem cokolwiek nietrafionych aut. I wszystko byłoby jakoś tam jeszcze zrozumiałe, ale wskrzeszenie Delty pod postacią dość nobliwie wyglądającego hatchbacka, to był taki sobie pomysł. Ale ja to auto lubię, trochę z przekory. Właściwie to lubię całą trójkę tych bliskich kuzynów, czyli Bravo, Deltę i Giuliettę. Ze wskazaniem na Bravo. Norev zrobił Deltę bardzo poprawnie, tak jak i pozostałe z tu przedstawionych.

I ostatnia z głównych postaci czyli Konstancja Musa. Uszlachetniony Fiat Idea. Ja lubię miniwany, więc i tego darzę pewną sympatią. Wydanie norevowe jest właśnie sympatyczne. W rzeczywistym rozmiarze to nie jest jakieś specjalnie ciekawe auto, ale w skali resorakowej i w tym lakierze, z pełnym resorowaniem i metalowym podwoziem jest godne uwagi. Oczywiście jak ktoś już wcześniej pokochał specyficzność odwzorowań firmy Norev z lat 2000-2015, bo ostatnio sporo się zmieniło w tej kwestii (szczegółowość wzrosła, zawieszenie stwardniało, a metalowych podwozi już nie ma).

Proszę jaka piękna koprodukcja z naszej opowieści się zrobiła. Francuzi, Niemcy, Włosi, a nad wszystkim czuwa firma Norev. Ale zaraz, zaraz … jaka opowieść, zakrzykniesz Czytelniku. Są postaci, ale nie ma fabuły. To jakaś granda. Drogi Czytelniku, od czego masz wyobraźnie. Ja dałem tytuł, Norev dał bohaterów, Ty dasz historie … A ja jeszcze jako bonus dorzucę okładkę naszej wspólnej opowieści.

Dodaj komentarz