Showroom: Historia pewnego koła …

To koła decydują o charakterze i stylu resoraka. Teza ta jest potwierdzana w zasadzie codziennie. Nie dość, że przy zakupie zwykle szukamy takich wersji autek, w których koła są najlepsze (najładniejsze), to jeszcze szczególną estymą obdarzamy wersje specjalne czy limitowane, gdzie zwykle to właśnie zmienione koła są głównym nośnikiem fajności. No i pozostaje jeszcze duży, prężnie i dynamicznie rozwijający się ruch „swapowania”, czyli podmieniania kół seryjnych, na takich które – przynajmniej dla zmieniającego – są z jakiegoś powodu lepsze. Czytelnicy bloga doskonale wiedzą, że ja również mam niezłego szmergla na punkcie kół i że podmieniam je często i namiętnie. A że nie lubię kół ostentacyjnych, za dużych, ekstremalnie niskoprofilowych i generalnie takich „za bardzo”, to i zwykle podmieniam je na takie, które trzymają się w akceptowanym przeze mnie stylu. Stylu, w którym felga jest czarna, wieloramienna, z ewentualnie chromowanym rantem. Taka, jaką Matchbox zastosował w Audi R8.

To moje ulubione koła do podmieniania w innych resorakach, aczkolwiek trzymam się koligacji rodzinnych i te stosuję raczej do matchboxów. Dla mażoretek mam podobne i też pochodzące od mażoretkowego Audi R8 (może powstanie wpis i o tamtej rodzinie). Zarówno matchboxy, jak i mażoretki pomimo zmian właścicieli, technologii i mnóstwa innych rzeczy, które zdarzyły się na przestrzeni lat, jakimś cudem utrzymują względną kompatybilność osi pomiędzy modelami i to nie tylko współczesnymi, ale też klasycznymi. Złóżmy więc swoisty hołd kołom z matchboxowego R8 i zobaczmy do czego one pasowały w trakcie moich dotychczasowych showroomowych przygód.

Zielony Ford Capri gościł już w ramach serii Showroom. Zrobiłem go bo bardzo chciałem zrobić Capri po swojemu. Choć pierwotny pomysł był inny, to efekt końcowy uzyskany przez zastosowanie tego wzoru kół wciąż mnie zachwyca. Przypomnę, że matchboxowskie Capri było seryjnie wyposażane w szerokie superfasty, co wyglądało dość niespecjalnie. Pomysł był więc taki, aby postawić je na średnich superfastach (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Lesney również seryjnie wypuścił takie autka … mam nawet takiego). Ale jak przymierzyłem koła od współczesnego Audi to …

… nie mogłem już wrócić do pierwotnej wizji, bo ta nowa całkowicie mną zawładnęła. Oczywiście modelik ma za wysokie ustawione zawieszenie, ale nie chciałem ingerować w ustawienie fabryczne (co nie byłoby takie proste). Koła od Audi „zagrały koncertowo” i stały się w zasadzie punktem wyjścia do modyfikacji każdego następnego matchboxa.

A następnym było purpurowe Maserati Bora. Kupiłem je z urwanym tylnym kołem, bodajże za 2 zł. Nowe koła autko dostało wyjątkowo szybko – z tego co pamiętam – w zasadzie bez kolejki. Bo też i byłem szczególnie mocno przekonany o tym, że wzór R8 (tak go sobie nazwijmy, choć fandom matchboxowy określa je mianem Split10) będzie pasował. A sama zmiana okazała się być czystą przyjemnością. Żadnego dopasowywania, po prostu myk i już.

Praktycznie identyczna sytuacja była przy zielonym Porsche 911. Nigdy mi się ono na kołach seryjnych nie podobało. Jak trafił się ładnie spatynowany zielony egzemplarz to ręce aż się paliły do roboty, aby w końcu dać mu takie koła, na których będzie wyglądał dynamicznie a nie grzybowo. Zastosowanie kół z R8 nie tyle było oczywistością, co realizacją pewnego pomysłu, aby stworzyć pięciopak klasycznych matchboxów przestawionych na identyczne współczesne koła. Porsche to trzeci z nich. Do końca brakuje tylko jednego … czwartym był Datsun.

Z Datsunem było trochę podobnie jak z Fordem Capri. Po prostu chciałem go zrobić po swojemu. Uwielbiam tego resoraka, miałem go w dzieciństwie. Nawet pamiętam, że mama kupiła mi go w Pewexie w Wałbrzychu razem z rajdowym Fiatem Abarthem. To przez długie lata był nierozłączny duet, zarówno stojący obok siebie na półce, jak i razem biorący udział w moich zabawach. I po latach kupiłem sobie takiego, jakiego miałem w dzieciństwie. Pokusa zrobienia go po swojemu okazała się silniejsza niż sentyment, co mnie trochę zaskoczyło. Ale z drugiej strony, jak się ma taką inspirację …

Błękitny Datsun 280ZX widowiskowo pozujący na jakimś parkingu … trzeba takiego zrobić. I szczerze mówiąc to nie wiem czy więcej zabawy było z customowaniem autka, czy ze spreparowaniem scenerii która udawałaby sytuację z inspirującego zdjęcia. Kosz na bieliznę prawdopodobnie zagrał swoją rolę życia. A jak nasz bohater wyglądał przed transformacją?

No wyglądał jak wyglądał. Można go było zostawić „w oryginale” i snuć sentymentalną historię z dzieciństwa … a można było go zmodyfikować i snuć sentymentalną historię z dzieciństwa wzbogaconą o wątek współczesny. Wybrałem tę drugą możliwość i w żadnym wypadku nie żałuję. Z ciekawostek technicznych warto wspomnieć o fantastycznym lakierze, którym potraktowałem podwozie. To nawet nie był lakier samochodowy, tylko żaroodporny lakier do kominków czy grilla. Dodatkowo polakierowany bezbarwnie robi nie mniejszą robotę, jak błękit nadwozia.

Do projektowego klasycznego pięciopaku brakuje jeszcze jednego zmodyfikowanego resoraka. Ale tym piątym autkiem postawionym na kołach od R8 nie jest matchbox. Czerwony Mercedes to produkt firmy Welly, takiego trochę Kopciuszka wśród producentów resoraków, który wciąż nie może doczekać się balu na którym zabłyśnie. I nie doczeka się, dopóki nie pójdzie śladami Kopciuszka i nie założy porządnych butów. Czyli kół. Wellowe odlewy niczym w zasadzie nie ustępują tym od Matchboxa czy Hot Wheelsa. Wnętrza są zdecydowanie lepsze. Ale na byle jakich kołach żaden selekcjoner do pierwszoligowego klubu nie wpuści.

W odróżnieniu od „swapów” matchboxowskich, które zwykle nie wymagają zaawansowanego dopasowywania, to podmiana kół w Welly jest bardziej pracochłonna. Wynika to z konstrukcji tych autek, w których wnętrze stanowi element konstrukcyjny i zawiera punkty osadzenia osi. To wymaga dopasowania (spiłowania i doszlifowania) plastikowych wnęk kół oraz delikatnego rozwiercenia punktów osadzenia osi (osie matchboxowskie są grubsze niż te stosowane przez Welly i mają minimalnie mniejszy rozstaw kół). Nie jest to oczywiście trudne, ale wymaga uwagi i cierpliwości. Efekt końcowy jest olśniewający, a Kopciuszek wreszcie może zabłysnąć.

Jakby istniał obowiązek ubezpieczania resoraków, to płaciłbym bardzo wysokie stawki za polisę. Nie dość, że niszczę drogie sportowe auta, to na dodatek zawsze takie same i w ten sam sposób. Oprócz zrobienia piątego resoraka do pięciopaku czeka mnie jeszcze wymyślenie co zrobić z pięcioma, pozbawionymi kół i osi, Audi R8. Mam na razie jeden pomysł, ale dość trudny w realizacji. Może któryś z Czytelników podrzuci jakąś fajną ideę.

A tak swoją drogą czy nie prościej byłoby aby producenci autek po prostu zrezygnowali z nitowania i zastosowali wkręty. Tylko niektórzy tak robią (niektóre serie Greenlighta czy M2, a także Schuco). Potencjał w tym jest olbrzymi, o czym doskonale wiedzą przedsiębiorcy zza Wielkiego Muru, gdzie produkcja akcesoryjnych kółek do robienia swapów i customów idzie pełną parą.

Dodaj komentarz