Skołowacenie – taki mały remanent …

Przez ostatnie kilka tygodni zająłem się robieniem porządków, nie tyko w swoich zbiorach, ale także w swojej kolekcjonerskiej głowie. Zaprzestałem działalności facebookowej, którą dość intensywnie rozwijałem przez ostatnie dwa lata. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że to aktywność blogowa zostanie wygaszona, a wpisy facebookowe przejmą tę rolę. Tak mi się wydawało, ale potem przyszła refleksja wzmocniona różnymi facebookowymi obserwacjami i sytuacja się drastycznie zmieniła. Dotarło do mnie, że aktywność facebookowa nie jest tym co tak naprawdę chciałem robić. I to blog lepiej się do tego nadaje. Po pierwsze daje większy porządek, zapewnia brak aktywności pobocznych, no i ma walor dokumentacyjny. No i właśnie ten wpis jest przykładem dokumentowania rzeczy zrobionych, a jakoś umkniętych. To autka, które przyszły zmiany, ale nie na tyle duże aby dostać indywidualny wpis w serii Showroom. Część z nich była na FB, ale ulotność wpisów facebookowych jest zdecydowanie większa niż tych blogowych. Na bloga lubię wracać, na FB niekoniecznie. No to zobaczmy kilka „ręcznych robótek”. Ale zobaczymy tylko efekty końcowe … taka fanaberia autorska.

Ford Econoline od Maisto. Współczesny resorak z dystrybucji Auchan, pod ich własną marką. Nie jest to modelik wybitny, szczególnie na oryginalnych kołach, ale jak się go trochę poprawi, to poziom fajności pokaźnie wzrasta. Dostał koła ze współczesnej palety Matchboxa, proste, stylowe i uniwersalne. Dodatkowo ma pochromowane wszystkie klamki i domalowane tylne światła. Autko poprawione po prostu dla zabawy.

I następny Maisto, ale tym razem w bardziej wystrzałowym wydaniu. BMW 850 doczekało się kilku różnych resorakowych odwzorowań, od Matchboxa przez Corgi na HW kończąc. Propozycja Maisto całkiem dobrze broni się na tym tle. Oryginalne autko miało zwykle maistowe koła (bardzo podobne do matchboxowych superfastów) i klasyczne maistowe miękkie zawieszenie. Nie jest to wzorzec precyzji prowadzenia. A skoro w modyfikacji miały się pojawić ogumione koła, to trzeba było albo to zawieszenie ekstremalnie utwardzić albo się go pozbyć. Wybrałem tę drugą opcję, bo ogumione koło nie wybacza braku precyzji prowadzenia. Dodatkowo 850-tka przeszła detailing, czyli ma punktowo zamalowane odpryski lakieru i przepolerowane całe nadwozie. Po zmianach wyszedł z tego całkiem fajny samochodzik, który dodatkowo świetnie jeździ.

I kolejna niby niepozorna zmiana. W sumie to nie wiem czemu ten Golf od Welly nie trafił do serii Showroom, bo zakres zmian w nim wprowadzonych jednak wykraczał poza podmianę kół. Modelik oprócz ogumionych kół akcesoryjnych miał także przemalowane wnętrze, które oryginalnie było białe. W wersji customowej deska rozdzielcza stała się matowoczarna, a środek nabrał beżowej szlachetności. Bardzo mi się podoba jakość odwzorowania w tym wellaku i dlatego w kolejce czeka już następny egzemplarz. Tamten przejdzie pełniejszą metamorfozę i pewnie będzie miał albo dobrane inne koła albo obniżone zawieszenie.

Przeskakujemy do innej stajni, tym razem jest to współczesna mażoretka i odwzorowanie klasycznej Alpine A110. Jeden z przykładów projektów „upartych”. I ciężko powiedzieć, czy bardziej w tym przypadku uparty jest modelik nie poddający się modyfikacjom, czy też ja z uporem dążący do tego aby jednak je przeprowadzić. Gdy zobaczyłem fabryczne ustawienia zawieszenia w tym resoraku to lekko się załamałem. Wiadomo, że konstrukcja mażoretek, czyli zawieszenie ze względnie dużym skokiem, zawsze powodowało pewną „szczudłowatość” odwzorowania, ale też i wiele współczesnych autek tego producenta ma ten problem bardzo skutecznie rozwiązany. Co prawda czasami ceną jest ocieranie kół o błotniki, ale przy zwykłej jeździe zwykle się to nie zdarza. Ale A110 postawiono wysoko, dużo za wysoko. Kombinowanie z doborem kół i obniżaniem zajęło mi kilka miesięcy. W końcu auto dostało ogumione koła, pasujące stylem do epoki i zostało obniżone. No i tu pojawia się pewien problem bo pamiętam ile się nad tym męczyłem, ale nie pamiętam dokładnie jak to finalnie rozwiązałem. Osie mają nałożone tuleje aby precyzyjniej się toczyły i ustawione są na dystansach obniżających, co ostatecznie przekłada się też na znaczące utwardzenie (element sprężynujący ma ograniczony zakres ruchu). Natomiast nie pamiętam z czego te dystanse zostały zrobione.

I jeden z moich ulubionych, niepozornych resoraków. Za tym odwzorowaniem Toyoty Camry stoi Motor Max, którego raczej nie kojarzy się z sensownymi resorakami. Trochę na ich własne życzenie, bo nijak nie starają się wyskoczyć z przegródki „badziewia resorakowego”. A potrafią, bo przecież robili modeliki z segmentu premium, a i ta Toyota pokazuje, że znają się na robocie (a robią przecież też i większe skale). Camry miało paskudne koła. A na dodatek podczas demontażu połamała mi się płyta podłogowa. I to tak konkretnie. Wydawało się, że nic z niej już nie będzie. Ale ze mnie jest uparciuch. Odłożyłem, swoje odleżała i doczekała się szczęśliwego finału. Dostała te same koła co A110, które tu też mniej więcej pasują, choć nie tak idealnie jak w Alpine. Podwozie zostało połatane i posklejane, tak że trzeba się z lupą przyglądać, aby dostrzec w jak kiepskim było stanie. To jest jedna z korzyści zabaw warsztatowych. Zanim się nimi zająłem to używałem kleju, i to całkiem sensownie, w różnych sytuacjach, ale dopiero takie resorakowe przypadki nauczyły mnie tego jak to robić skutecznie i finezyjnie. Podwozie dodatkowo zostało dopasowane do rozstawu nowych kół, ale w subtelny i praktycznie niewidoczny sposób. Bardzo chętnie zrobiłbym tę Toyotę jeszcze raz, na innych kołach. Podobnie jak Lexusa i Corollę od tego producenta.

I wracamy do współczesnego Majorette i Alfy Giulii. Bardzo dobry modelik, który pierwotnie został wydany na paskudnych kołach. Drugie wydanie, w niebieskim kolorze, ma te koła trochę lepsze. Giulia dobrze pokazuje, że Majorette bardzo dobrze potrafi dopasować wysokość zawieszenia we współczesnych swoich resorakach. Gorzej z doborem wzoru felg. Ale w przypadku Gulii ja też zaszalałem dając jej nowe koła z czerwonym rantem. Wygląda to mocno ostentacyjnie, ale dobrze. W sumie świetny resorak.

I zajrzyjmy do współczesnego Matchboxa. Gdy pojawiły się zapowiedzi, że wraca Ford Capri to bardzo się ucieszyłem. Jak już dostałem go do ręki, to euforia znacząco opadła. Oczywiście to nie jest zły resorak, ale jednak jest zrobiony trochę byle jak. Czy moja modyfikacja w postaci nowych kół mu pomogła? Szczerze mówiąc niespecjalnie. Bardzo chciałem go postawić na tych kołach, ale efekt końcowy tym razem nie „zrywa papy z dachu”. Mój syn przy takich mniej udanych projektach zawsze zadaje mi jedno pytanie … „Tato, ale czy to  było potrzebne?”. Odpowiadam wtedy, że nie było, ale musiałem sprawdzić jak bardzo. A co mój syn mówi, jak projekt jest świetny? Pada wtedy wyjątkowo denerwujące „No nawet, … może być”. Taki typ.

Jedna z najlepszych modyfikacji. Mogę tak nieskromnie powiedzieć, bo nie ja ją zrobiłem w gruncie rzeczy. To znaczy ja zaplanowałem, określiłem na czym zmiany mają polegać, ale wszelkie poprawki malarskie zrealizowały znacznie młodsze ręce. Ta historia była już na blogu. Ale ostatnio autko zostało dokończone i dostało nowe koła akcesoryjne. Już do paru resoraków one trafiły, ale w tej Hondzie wyglądają zdecydowanie najbardziej na miejscu. Chciałbym mieć zdecydowanie bardziej pewną rękę, aby móc domalowywać wszelkie szczegóły do autek, no ale chyba za mało wciąż ćwiczę. Robię to, ale listwy bocznej bym nie namalował, a mój nastoletni znajomy zrobił to bez mrugnięcia okiem i bez maskowania.

I wracamy do Welly, tylko bardziej współczesnego. Ten producent wciąż pozostaje dla mnie zagadką. Potrafi zrobić odlewy wybitne i takie sobie. Sporadycznie potrafi dobrać koła, ale zdecydowanie częściej kieruje się jakąś pokrętną motywacją estetyczną. Wellowy Wartburg w skali resorakowej nie jest może wybitny (Grell zrobił to lepiej), ale jest poprawny. Niestety dostał za duże koła. I tu do Wartburga, który trafił w moje ręce, uśmiechnął się los. Gdzieś w swoich magazynach części do customizacji miałem uszkodzone koła, które idealnie pasowały stylem. Co im było? Otóż jedno z kół było wyłamane z piasty. Wiedziałem, że kiedyś to naprawię, ale nie przypuszczały, że to Wartburg mnie do tego przekona. Koło zostało wklejone w piastę, a rozstaw okazał się idealny. Najciekawsze jest to skąd te koła pochodzą. Dawcą był Ford Pinto zrobiony świetnie przez …. Motor Maxa. On sam dostał nowe koła od Greenlighta, a wellowy Wartburg ma najlepsze „kapcie” jakie mógłby sobie wymarzyć. Mój syn ma nawet wątpliwości czy to nie jest za duży mezalians. Nie jest.

Czy Welly zawsze chrzani dobór kół? Nie. Favorit pokazuje, że czasami trafiają w dziesiątkę. Raczej przez przypadek, ale efekt jest taki jak powinien (swoją drogą jest to ten sam wzór felg jaki zastosowali w Wartburgu, tylko tam on wyglądał ledwie poprawnie). No to skoro koła są dobre, to co tutaj robi ta czerwona Skoda. Koła są dobre, proporcje są dobre, autko jest niezłe, ale brakowało niuansów. Przy tej farbie i niezbyt wyraźnych liniach Skoda aż prosiła się o „doprawienie”. Nie było wyjścia i musiałem ją czy to dochrzanić czy też dopieprzyć. Favort dostał czarne lusterka ze zwierciadłami, czarne klamki i boczne kierunkowskazy. Ale kusi ściągnięcie lakieru i sprawdzenie czy linie nadwozia nie zostały po prostu zalane. Subtelniej położony lakier mógłby przenieść tego resoraka na poziom wybitny. Chyba to sprawdzę.

Lubię takie drobne roboty warsztatowe. Czasami robię je całkowicie impulsowo. Coś trafia w moje ręce, coś mi nie zagra i już sięgam po narzędzia i staram się poprawić czy zmienić. Efekt nie zawsze jest fantastyczny, ale zwykle przynajmniej nie jest gorzej. Takie małe prace to bardziej doskonalenie własnego rzemiosła, wprawki przed dużymi showroomowymi projektami. Ale żeby nie zniknęły i również po latach cieszyły swoim wkładem w rozwój matchborette poświeciłem im ten „ewidencyjny” wpis. I gdyby syn zadał mi pytanie … „Tato, ale czy to  było potrzebne?”, to odparłbym bez wahania … „Bardzo synu … bardzo”.

3 myśli w temacie “Skołowacenie – taki mały remanent …

  1. Cała gama fajnych, bo prawie wszystkie nimi są, ulicznych wyg. Masz jakiś dar dobierania odpowiednich wzorów i wielkości kół. Proporcje zachowane i kolory pasujące. Aż trudno uwierzyć, że korzystasz z czyjejś pomocy przy realizacji swoich pomysłów. Taka pokora cechuje najlepszych mistrzów, ale też pozwala na rozwijanie warsztatu. Przynajmniej tak uważa Paulo Kołello.

    Polubienie

    1. Z ręki Szymona korzystałem, bo to było za czasów moich pierwszych prób. Umiałem już otwierać auta i naprawiać coś tam, ale malować nie umiałem. Nawet farb nie miałem. Nie mówię o lakierowaniu, tylko o domalowywaniu. Chłopak miał doświadczenie z malowania figurek do gier RPG. Parę razy korzystałem z jego umiejętności. Później już nie za bardzo było jak. Sam się musiałem nauczyć, ale niektórych tematów nie ruszam. Dla mnie każda farba jest za rzadka 😉 Więc prostej linii …. prostej nie zrobię, choć przy Citroenie zrobiłem nawet dwie. Wciąż szukam rozwiązań, które dałyby mi większe panowanie nad pędzlem czy czymś co go zastępuje. Pisaki są niezłe, ale też mają tendencję do „lania”, a to przy tak małych szczegółach oznacza porażkę.

      Polubienie

  2. No to jest nas dwóch. Ten brak panowania nad linią cechuje moją rękę od dawna. Wszystko, co ma więcej niż 5 cm pomaluję bez problemu i linia jest prosta, zaś to, co ma 49mm i mniej jest już robotą ekstremalnie precyzyjną dla mej ręki. Próba odcięcia powierzchni za pomocą taśmy też wypada blado, bo przecież rzeczoną taśmę trzeba jeszcze umiejscowić…

    Polubienie

Dodaj komentarz