Schuco Piccolo – mikrusy wagi ciężkiej

Z kim mamy do czynienia?
Piccolo to klasyczna marka niemieckiej firmy Schuco, która pojawiła się w drugiej połowie lat 50-tych. Od samego początku budowana była według pewnej minimalistycznej konwencji, którą można streścić w jednym zdaniu – „uchwyć w metalowym odlewie sedno danego modelu, a resztę zignoruj”. Autka robiono jako lite odlewy, a wszystkie elementy są integralną częścią bryły modelu. To co wówczas było z jednej strony koniecznością (technologia odlewu ciśnieniowego wciąż się rozwijała), a z drugiej podyktowane zabawkowością (autka powinny przeżyć konfrontacje z docelowymi użytkownikami), po latach stało się pewnym językiem estetycznym, który albo się rozumie i lubi, albo uznaje za infantylny czy uproszczony. W sumie to w dzisiejszych czasach bardzo mocno kulturowo opartych na pewnych konwencjach stylistycznych (muzycznych, graficznych, projektowych, filmowych, narracyjnych) podejście Schuco do serii Piccolo powinno cieszyć się wzrostem zainteresowania. Toć to konwencja estetyczna w wydaniu podręcznikowym. I Schuco doskonale o tym wie, bo po wznowieniu produkcji w latach 90-tych seria Piccolo jest pozycjonowana jako produkt kolekcjonerski i to klasy premium. Już nie zabawka, ale też i nie bibelot, tylko przedmiot kolekcjonerski osadzony w pewnej historii i kreujący pewną wartość wynikającą z przyjętej konwencji, jakości produkcji i sterowanej unikalności (czyli limitowanie nakładu). Co ważne Piccolo wychodzi w regularnych seriach, ale też i w zestawach, a także w wydaniach komercyjnych (najczęściej jako gadżety reklamowe związane z branżą zabawkarską albo motoryzacyjną).

Jak się ta znajomość rozwijała?
Można ciut nieręcznie powiedzieć, że Piccolo to odprysk mojego zakochania się w produktach konkurencji czyli w serii BUBMOBILE i pewnej słabości do metalowych modeli w skali 1:87. Na początku trochę trudno było mi zaakceptować zarówno konwencję, jak i rozmiar. Piccolo to skala 1:90 (i to tak nie do końca standaryzowana, czyli nie wszystkie autka do siebie w pełni przystają), a dodatkowo zdarzają się pewne przerysowania w odwzorowaniu. Ale kolekcjonerstwo to przygoda zarówno intelektualna jak i estetyczna. Pamiętam jak wziąłem do ręki szaro-niebieskiego Forda FK1000 i poczułem jego zadziwiającą wagę, a jednocześnie dostrzegłem niesamowity urok odwzorowania. Roztopił moje uprzedzenie koncertowo. To co miało być tylko pewnym substytutem „BUBka” stało się pełnowymiarową gałęzią mojego kolekcjonerstwa. I to taką wynikającą z czystej radości obcowania z czymś naprawdę fajnym, prostym, esencjonalnym i uroczym jednocześnie. Oczywiście nie jest to kolekcjonowanie intensywne, bo dostępność modeli jest mocno chimeryczna (podobnie zresztą jak i w przy BUB-ie, który jest chyba jeszcze trudniejszy pod tym względem), ale dające wiele frajdy, bo upolowanie Piccolo wymaga zarówno wytrwałości, jak i czasami ociupinkę sprytu. Jak na razie idzie mi dobrze i ta moja piccokolekcja liczy 20 eksponatów.

Dlaczego warto?
Obcowanie z estetycznie dopracowanymi przedmiotami jest przyjemnością wielowymiarową. Nie tylko cieszy oko, zdobi przestrzeń, ale daje też poczucie pewnego uporządkowania (choćby fragmentarycznego) otaczającego nas świata. No i pozwala poczuć się osadzonym w pewnej cywilizacji i jej kulturze, zarówno w wymiarze projektowym, jak i wytwórczym. Ktoś dbał o to aby wyprodukowana rzecz była – zarówno funkcjonalnie, jak i estetycznie – obiektem wysokiej jakości. Zrobił to z szacunku do odbiorcy, z szacunku do własnego rzemiosła, z szacunku do pierwowzorów, które też ktoś starał się robić dobrze. Rozumienie tego i możliwość uczestnictwa w tym kręgu jako kolekcjoner, jest wartością samą w sobie. Seria Piccolo ma jeszcze tę zaletę, że może funkcjonować zarówno poza kontekstem modelarskim, zabawkowym, czy motoryzacyjnym. Może być gadżetem z duszą. Może też być wyrazem zapożyczonej nostalgii do czasów nierealnie wyidealizowanego dzieciństwa. Takiego z trochę innego wymiaru.

Na co zwracać uwagę?
W przypadku Piccolo mamy sytuację w zasadzie komfortową. Konstrukcyjnie autka są tak zaprojektowane, że trudno wskazywać jakieś potencjalne miejsca niesprawności czy uszkodzeń. Autka składają się w z trzech komponentów, czyli bryły nadwozia i dwóch osi z kołami (oczywiście generalizując, bo w ciężarówkach tych elementów będzie więcej). Jedyne co grozi tym autkom to otarcia i ewentualne ułamania wystających elementów, ale to już raczej w wyniku upadku (lub użycia dużej siły). Mamy też tutaj do czynienia z tą specyficzną sytuacją, w której współcześnie wydawane modele (zarówno reedycje jak i modele pierwotne) są robione dokładnie w tej samej technologii co edycje klasyczne z lat 50/60. Nie ma więc takiego rozdźwięku, jak u innych producentów, gdzie resorak z lat 60-tych i ten wyprodukowany współcześnie to dwa zupełnie inne światy. W przypadku Piccolo wszystko w zasadzie jest takie samo jeśli chodzi o technologie wytwarzania, a serie klasyczną można poznać po tym, że na podwoziu ma napis „Western Germany” (mam tylko jeden modelik z serii klasycznej i jest to wywrotka Krupp będącą w ofercie w latach 1959-1969). Co ciekawe współczesne modele (czyli te wydawane od połowy lat 90-tych) nie mają wskazanego miejsca produkcji, ale reedycje mają napis „Classic” (w mojej kolekcji taką reedycją jest np. wóz strażacki Magirus). Warto też zerkać, czy modelik którym się interesujemy to wydanie „seryjne”, czy „okazjonalne” lub „giftowe”. Te ostatnie zwykle mają jakiś napis odwołujący się do nazwy imprezy, w ramach której pełniły funkcję gadżetów reklamowych (tak jak w przypadku tego Porsche cabrio ze zdjęcia). Co ciekawe Schuco udostępnia zestawy serwisowe do serii Piccolo. Nie są one jakieś obszerne bo i części do wymiany za wiele nie ma, ale dobrze wiedzieć że można kupić zestawy osi z kołami czy kierownice stosowane w kabrioletach. Modele fabrycznie mają zabezpieczony dach przy pomocy okrągłego kawałka folii i znalezienie modelu z czymś takim jednoznacznie pokazuje, że jest on raczej w stanie idealnym.

Zakres serii
Określenie zakresu serii Piccolo nie jest zadaniem prostym i aby rzetelnie to zrobić wypadałoby sięgnąć do drukowanych, archiwalnych katalogów, najlepiej tych zbiorczych podsumowujących na przykład dwie dekady wydawania modeli (jestem skory sobie coś takiego kupić). Seria klasyczna z lat 50/60 obejmowała ponad 70 modeli (w tym samolotów). A potem, czyli od lat 90-tych to już się mocno działo. Nie udało się mi znaleźć źródła internetowego, które w kompletny sposób katalogowałoby wszystkie wydania, ale fragmentaryczne zestawienia można znaleźć. Na przykład błękitny Opel Manta A to model specjalny wydany z okazji Targów Motoryzacyjnych we Frankfurcie w 2003 roku, który powstał w liczbie … 2003 sztuk. Praktycznie każdy model powstawał przynajmniej w kilku wersjach kolorystycznych i często w wariantach funkcjonalnych (radiowóz, pocztowóz, a nawet jak się okazało karawan). Dołożyć trzeba do tego wersje specjalne (bo te seryjne z definicji są limitowane do deklarowanego nakładu, wahającego się od 2 do 3 tys. sztuk), które wydawano na zlecenie firm lub instytucji zewnętrznych. Co do przekroju modelowego to Schuco Piccolo jest oczywiście mocno niemieckocentryczne, ale nie skrajnie. Mamy więc w uniwersum Piccolo modele odwzorowujące auta Mercedesa, Opla, Volkswagena, BWW, ale również bardziej egzotycznych niemieckich producentów jak Borgward, DKW czy Barkas. Z motoryzacji pozaniemieckiej można spotkać Volvo, Cadillaca, Lloyda czy Citroena, ale siłą rzeczy będą to raczej jednostkowi przedstawiciele tych marek. Jeśli chodzi o dynamikę wprowadzania modeli do oferty to mamy tutaj bardzo zachowawczą politykę, która charakteryzuje Schuco, czyli nowości pojawiają się nieśpiesznie i raczej mało obficie (czyli nowości jest kilka w danym roku modelowym). Na przykład w roku 2021 w katalogu w sekcji Piccolo było około 20 pozycji (wliczając w to zestawy kilkumodelowe oraz tzw. kity, czyli zestawy do samodzielnego złożenia), a wśród nich status nowości miało 7 pozycji. Schuco upodobało sobie w serii Piccolo wydawanie zestawowe. Nie wiem jak to wygląda obecnie, ale kiedyś co roku pojawiał się „zestaw roczny”, pakowany zwykle w gustowną skrzyneczkę. Udało mi się zakupić jeden z takich zestawów (prezentowany poniżej), który wydano w roku 2000 i składał się z wyjątkowo ciekawych modeli. I nawet kolor mi niespecjalnie przeszkadzał.

Sytuacja rynkowa
Seria Piccolo to oczywiście produkt pozycjonowany jako kolekcjonerski i dopasowany do tego charakteru w sposób idealny. Wysoka jakość, sterowana unikalność, kolekcjonerski sznyt, a to wszystko oznacza, że tanio nie będzie. Za nowy modelik w zachodnich sklepach internetowych trzeba płacić od około 15 euro do … to zależy do konkretnego autka. Zestawy wielomodelowe kosztują od około 24 euro w górę. Warianty specjalne, dedykowane, okolicznościowe wyceniane są zależnie od uwarunkowań (np. inne, bardziej wyrafinowane opakowanie). A jak to wygląda u nas? O cenach nowych modelików nie ma co mówić, bo zwykle są one drastycznie zawyżone. Jeśli mówimy o rynku wtórnym to tu zaczyna się robić ciekawie. „Kolekcjonerskość” tej serii właściwie do minimum ogranicza występowanie modeli w stanach gorszych niż bardzo dobry. Te autka po prostu nie trafiają w ręce dzieci i nie kończą żywota w crash-testach. Oznacza to jednak, że w zdecydowanej większości przypadków jeśli jakiś przedstawiciel Piccolo wypływa na rynek, to zwykle jest to redukcja kolekcji. Dzięki temu modele są często w stanach idealnych, mają oryginalne pudełka i ceny mniej lub bardziej kolekcjonerskie. Zdarzają się „odpały” w postaci wycen na poziomie 90-100 zł za pojedyncze autko, ale jednak większość sprowadza ceny do poziomu „polskiego” i dzięki temu można je trafić za 30-50 zł (tak je zwykle też wycenia rynek jeśli mamy do czynienia z licytacją). Ale to tylko jedna strona medalu. Trzeba też pamiętać o „giftowym” charakterze serii. I tu mogą się zdarzyć prawdziwe cuda, bo czasami takie giftowe wydania trafiają w przypadkowe ręce, których właściciel patrzy na te mikrusy jak na zabawki albo gadżety. I wtedy można takiego piccolaka kupić za kilka lub klikanaście złotych. Mój najtańszy to Porsche 356 cabrio, którego wylicytowałem za złotówkę. Oczywiście takie „giftowe” sytuacje zwykle są dużo trudniejsze do znalezienia, bo w opisach ofert może nie pojawiać się nic charakterystycznego dla identyfikacji modelu. Tu pozostaje tylko nos i dobre oko.

Podsumowanie
Moja miłość do Piccolo to przykład miłości rozkwitającej. Nie ma tu nagłej namiętności, ale jest rozsmakowywanie się. Ale w pełni zrozumiałbym kogoś kto po prostu zakochałby się w nich od pierwszego wejrzenia. Są ładne, są fikuśne i są ciężkie. Jak cholera. Ile waży 10 przeciętnych autek z serii Piccolo? Ponad pół kilograma. Wiem bo zważyłem. Albo inne porównanie – które Porsche 911 jest cięższe, to od Schuco Piccolo, czy to od Tomicy z serii TLV?

Wynik to 38:30 i stroną wygraną (cięższą) jest Piccolo, a przecież Tomica to też nie ułomek, bo z metalowym podwoziem. Można byłoby zadać pytanie czemu aż tyle uwagi poświęcam wadze? A czemu Schuco i kiedyś i teraz robi tak ciężkie, masywne modele? Robi bo wie, że oprócz stylistycznej konwencji to właśnie ta waga jest cechą wyróżniającą, cechą definiującą charakter. Można na to patrzeć w wymiarze czysto fizycznym i cieszyć się „ciężkością” (bo w modelikach ich ciężej tym lepiej), ale można spojrzeć na to metaforycznie. Że ta waga to kumulacja tego co najlepsze, istoty samochodu splecionej z istotą zabawki, podanej w stylowy sposób. Odwołując się do przypisanej do tej serii wpisów skali fajności (5 czysta frajda, 4 fajny, fajny, 3 daje radę, 2 niczego nie urywa, 1 nuda, panie … nuda) to schucowskie lite maleństwa dostają zasłużoną piątkę.

Dodaj komentarz