Przez knieje i wykroty jadę do roboty …

4n4_matchorette02

Wysiadłem z pociągu na małej stacyjce. Ze mną może jeszcze ze dwie osoby. Na placu przed budynkiem stacji stał on. Damian, mój kolega ze studiów. Stał widowiskowo oparty o … no chyba nie do końca tego się spodziewałem. Przywitaliśmy się, a on zaprosił mnie do środka. Ruszyliśmy. I wtedy okazało się, że Damian stosuje zgoła inną technikę jazdy niż współcześni kierowcy SUV-ów, zwalniający do 3 km/h przed każdym zaburzeniem powierzchni jezdni. On w tym sytuacjach przyspieszał. Bo mógł. W końcu jechaliśmy królową bezdroży … Syreną R-20.  Przelatywała nad nierównościami drogi nic nie robiąc sobie z praw fizyki. Podobnie jak Damian nic nie robił sobie z tego, że lekko zzieleniałem. Ale biorąc pod uwagę, że dojeżdżaliśmy do celu, czyli jego rodzinnej leśniczówki, był to w sumie najlepszy możliwy kolor. Następnego poranka mieliśmy ruszyć Syreną na polowanie …

Tak, ta przejażdżka R-20 to moje najintensywniejsze spotkanie z samochodem radzącym sobie w terenie. Trudno uznać tę Syrenkę za auto terenowe, ale skoro pełniła taką funkcję, czemu nie. Lubię terenówki zarówno jako koncepcję auta, jak i z powodów czysto estetycznych. Prawdziwy samochód terenowy po prostu zawsze dobrze wygląda, i nie ma znaczenia czy jest Uazem, Land Roverem czy Toyotą. Zwykle też te auta dobrze wyglądają jako resoraki. Zobaczmy jak poradziło sobie z nimi Majorette.

4n4_matchorette03

Po lewej Land Rover Defender w wersji krótkiej, czyli tzw. 90-tka. Modelik wyjątkowo długo pozostawał w ofercie Majorette, bo grubo ponad 20 lat. Ta beżowa wersja, umalowana jak na safari, pochodzi z roku 1997 i trudno mieć do niej jakieś większe zastrzeżenia. Po prawej moja ulubiona terenówka, czyli Toyota Land Cruiser J40, jeszcze bardziej długowieczna w ofercie francuskiego producenta niż Defender. Czerwona Toyota pochodzi jeszcze z lat 80 i stoi na wąskich kołach oraz ma żółte szyby. Istniały też wersje na szerokich, terenowych oponach, a nawet wersje z plastikowym podwoziem. Jedyny drobny mankament tego resoraka to wielkość. Mógłby być trochę mniejszy.

4n4_matchorette04

To dość dyskusyjne umieszczać w zestawieniu terenówek amerykańskiego SUV-a, szczególnie mającego wiele wspólnego z pick-upem. Ale skoro jest 4×4 to mu się należy.  W tym przypadku jest to niebieski Chevrolet Blazer (druga generacja). Co ciekawe resorak nie jest sygnowany tą marką, tylko napisem Depanneuse, czyli holownik. Trochę to dziwne, bo ten egzemplarz ma charakterystyczne uszy po obu stronach, coś na kształt szperaczy, a wersje holownikowe ich nie miały. No i przede wszystkim nie ma dźwigu. Nie zmienia to faktu, iż ma w sobie bardzo wiele uroku i z przyjemnością bierze się go do ręki. Bo to kawał męskiego auta.

Po prawej auto z podobną przypadłością co Blazer. Na podwoziu nie znajdziemy poprawnego oznaczenia marki/modelu, a jedynie napis Explorateur, czyli auto do ekspedycji badawczych. Tak naprawdę jest to resorak wzorowany na Volvo C202 Laplander, ale robiony bez błogosławieństwa szwedzkiej firmy. W czerwonym egzemplarzu brakuje opończy przykrywającej pakę, ale tego co na niej się dzieje aż szkoda przykrywać. Bo …

4n4_matchorette05

… oprócz malowniczo rzuconych lin i siekier mamy tam ławeczkę. A na ławeczce, po dwóch przeciwnych stronach, dwie dziwne osoby. Jedna, ta od prawej strony, siedzi w cokolwiek zastanawiającej pozie, z rękami złożonymi tak jakby się modliła. I biorąc pod uwagę to co skrywa druga osoba … jest się o co modlić. Bo po drugiej stronie mamy wygodnie usadzonego pana, obok którego leży piła łańcuchowa. Zapowiada się ciekawa wyprawa …

4n4_matchorette01

Wszystkie terenowe mażoretki są zrobione tak jak powinny. Metalowe, ciężkie, niezniszczalne. Bez problemu dadzą sobie radę w każdym terenie i w każdych okolicznościach. Także na polowaniu. Ano właśnie …

Wczesnym rankiem wsiedliśmy z Damianem do przełajowej Syreny. On, syn leśnika i ja, wnuk stolarza. Czyli coś nas łączyło. On wyglądający jak kompaktowa wersja Beara Gryllsa, ja wyglądający jak nocny koszmar Beara Gryllsa, tylko że w gumowcach. On uzbrojony w dryling, ja w zapas chusteczek. Docieramy na miejsce.
Siedzimy na ambonie i czekamy. Wiatr. Czekamy. Większy wiatr. Czekamy. Mniejszy wiatr. Czekamy. Damian w skupieniu, ja w znudzeniu. W końcu po kilkudziesięciu minutach Damian ruchem głowy pokazuje coś w krzakach. I zanim zdążyłem to coś zobaczyć pada strzał. W uszach dzwoni. Schodzimy z ambony i idziemy na miejsce zbrodni. A tam żywego ducha. Jakichkolwiek śladów też nie ma. Czyli pudło. Całe napięcie schodzi ze mnie w jednej chwili. Dzięki Bogu nie będę musiał jeść dziczyzny.

Dodaj komentarz